Złość, złość, złość. To jedyna emocja, którą czuję odkąd się przebudziłam.
Czuję złość na siebie, czuję złość na innych. Mam dość tego cholernego szpitala. Mam dość tych wszystkich niezałatwionych rzeczy w moim życiu. Odczuwam wkurwienie maksymalne.
W najbliższą sobotę warsztaty, ale i to mnie wkurwia. Nie chcę już niczego. Chcę stąd wyjechać, z tego smutnego miasta, do co prawda jeszcze smutniejszego. Z tą różnicą, że tam czeka na mnie wyzwanie w postaci rodziny. A może właśnie normalność. Sama już nie wiem.
Ok. Spokojnie. To pewnie antydepresant zaczyna działać i zaczyna mną huśtać.
Chcę już stąd wyjść i koniec. Chcę już wyprowadzić się z mieszkania, w którym przez te wszystkie pieprzone lata żyłam praktycznie samotnie. Dość samotności! Ale i dość popieprzonych relacji.
Ok, muszę dzisiaj załatwić parę istotnych rzeczy. Czas się ogarnąć. Pieprzę tę całą depresje. Większego syfu w życiu nie zaznałam. Rzygam tym stanem i jednocześnie współczuję tym, którzy borykają się z tym gównem przez większość życia.
z tej lawiny czego nie chcesz jest kiepski pożytek podobno; chwilowy jest ale nie perspektywiczny;
OdpowiedzUsuńponoć niezbędne jest to co chcesz!
cel nie pustka po reset
szukaj może pożytku z chwili;
nie uciekaj od
spróbuj się szykować do wyjścia DO;
ja widzę Cię tylko w Warszawie i z pracą;
rodzina to przejściowe, nie wiem czy jedyne ale może, rozwiązanie;
masz czas szykuj plan;
pisz i dopracowuj;
napisz sobie nowe życie - resztę trzymaj w spokoju pod okładką notatnika