środa, 20 marca 2013

Przepustka

Wczoraj były u mnie moje siostry. Przyjechały w odwiedziny i na rozmowę z lekarzami. Dostałam tzw. przepustkę godzinową i pojechałyśmy do Warszawy. Pogoda była paskudna. Zakotwiczyłyśmy w jakiejś meksykańskiej knajpie i trochę tam posiedziałyśmy. Było tak sobie. Głównie pewnie z powodu pogody.

Przepustkę miałam do godziny dwudziestej. Siedząc z siostrami obmyśliłam sobie pewien plan.
Wiedziałam, że od kilku dni na terenie szpitala przebywa P. Pomyślałam, że zrobię mu niespodziankę i go odwiedzę. Oczywiście nic nie mówiłam siostrom.

Kiedy wysadziły mnie przed bramą szpitala, udałam się do sklepu, kupiłam P. jakieś słodkości i poszłam szukać oddziału, w którym przebywał. Złożyło się jednak tak, że czas, w którym można było dokonywać odwiedzin już minął, udało mi się jednak wyprosić pielęgniarkę by pozwoliła mi wejść.

P. ucieszył się na mój widok. Był zaskoczony moją obecnością. Wyglądał całkiem dobrze. Okazało się, że nazajutrz opuszcza szpital i jedzie do monarowskiego ośrodka odwykowego.

Pomyślałam sobie, że to dobrze, choć swoją motywację do pobytu tam skomentował następująco:

"Ten ośrodek mi nic nie da, nie zamierzam zrezygnować z ćpania. Jedyny plus tego, że będę tam jakiś czas to to, że później będzie mnie lepiej kopać"

Kiedy to mówił, nie czułam się jakoś zażenowana, czy zmartwiona. Pomyślałam sobie, że go rozumiem. I gdybym miała wyrazić swoje myśli na głos powiedziałabym: "Chłopie, po co się męczysz, to życie nie ma najmniejszego sensu. Jeśli chcesz to chętnie zaćpam się z Tobą na śmierć."

Powiedziałam jednak: "P. mam nadzieję, że z tego wyjdziesz. Życie naprawdę może dawać satysfakcję, kiedy znajdzie się sens. Głównym zadaniem dla mnie, czy dla Ciebie jest odnalezienie celu, motywacji do życia"

"Ty jesteś moim sensem" - Powiedział P. Uśmiechnęłam się do niego, dałam mu buziaka i powiedziałam: "Nigdy, ale to nigdy nie uzależniaj swojego życia od drugiego człowieka, tym bardziej ode mnie". Skrzywił się na to co powiedziałam i po chwili spytał: "Ale będziesz czekała na mnie?"

Powiedziałam mu, że zarówno ja i on jesteśmy w takim momencie swojego życia, gdzie to życie musimy przejść każde z osobna. Każde z nas ma do pogadania z życiem. Ani ja nie czuję się na siłach by wspierać jego, ani on nie pomoże mi. Myślenie, że w naszym życiu pojawi się, ktoś taki, kto odczaruje naszą realność jest abstrakcyjne i kompletnie bezpodstawne.

P. przyznał mi rację i po chwili stwierdził, że w takim razie nic już nie ma dla niego sensu. "To tak jak dla mnie" - odpowiedziałam. " Jesteśmy w bardzo podobnym położeniu i to rzeczywiście jedna z tych rzeczy, która nas do siebie przybliża, Pozostaje tylko pytanie, czy rzeczywiście chcemy coś zmienić?"
- "Nie wiem" - powiedział P.
- " A ja chyba nie chcę" - odpowiedziałam.

Przytulił mnie mocno do siebie i szepnął do ucha: "Boję się, kurewsko się boję" Wtedy powiedziałam coś, co raczej nie było prawdą. "Będę na Ciebie czekać... Jeszcze wszystko będzie dobrze..."




2 komentarze:

  1. Przekopałam się przez większość wpisów z Twojego bloga, tak doskonale Cię rozumiem, łączę w stanach, w których się znajdujesz/znajdowałaś. Znamy się z FB (Alicja Liddell), mamy te same diagnozy, dzieli nas 9 lat (ja mam 26). Ja też piszę, trochę bardziej owijam w bawełnę (albo w metaforę, jak kto woli), różnie wychodzi. A do Twojego bloga będę wracać. Ściskam! http://alicjon.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Alicja. Dziękuję za zrozumienie. Fajnie, że zajrzałaś. Ja staram się pisać tak, jak mi emocje dyktują, bez cenzury, co może budzić różne odczucia. Ale czyż nie tacy właśnie jesteśmy? W realnym świecie staram się ukrywać swoje wnętrze, by unikać konfliktów z otoczeniem. W sieci piszę tak jak czuję, chyba mi to w jakiś sposób pomaga.Mam takie poczucie, że pisząc jestem prawdziwa, reszta to tylko maska. Dzięki za link do bloga. Zajrzę.

      Usuń