poniedziałek, 18 marca 2013

Wreszcie coś z sensem

Jeszcze jeden wpis na dziś. Przed chwilą miałam rozmowę z tutejszym psychologiem. Poprosiłam o nią. Chciałam się z nim spotkać i porozmawiać o mojej przyszłości i obecnych odczuciach.

Wygląda na to, że jest mi potrzebna terapia poznawczo-behawioralna. Stricte zadaniowa ale też z elementami psychoanalizy, bo sama CBT jest dla mnie zbyt prosta i ociosana. Nie przełknę jej w czystej postaci. To tak na marginesie.

Opowiedziałam psychologowi o tym jak kształtuje się moja niedaleka przyszłość. Słowo po słowie i pozbyłam się chaosu w głowie, który uniemożliwiał mi w miarę obiektywne spojrzenie na to co mnie otacza. Pan psycholog od razu zauważył, że moim problemem nie jest brak umiejętności oceny sytuacji, czy też trudność w poszukiwaniu rozwiązań moich problemów. Powiedział, że bardzo świadomie nazywam to co mnie otacza, szybko analizuję sytuacje życiowe i znajduję z nich wyjście.

Mam tylko jeden jedyny problem. Musi być w moim życiu ktoś, jakiś autorytet, który będzie dawał wyraz akceptacji tego jak myślę i co robię. Jego zdaniem to tu jest właśnie praca dla mnie.

Pan psycholog powiedział, że moja terapia utrzymywała się tyle lat, nie dlatego, że skutecznie porządkowała moje życie i wnętrze, ale dlatego, że miałam człowieka, w postaci terapeuty, który niezależnie od tego co się działo był przy mnie zgodnie z naszą umową i nigdy nie zawodził. No i co najważniejsze dawał poczucie bezpieczeństwa stojąc na straży moich wyborów życiowych.

W terapii nie zależało mi na tym by iść na przód. Chodziło mi o zwyczajną akceptację i przyzwolenie na bycie taką jaka jestem. Bo w połączeniu z terapeutą stawałam się o wiele lepszym człowiekiem.
I co tu było do zmiany? Nic. Dostałam mojego terapeutę z całym pakietem potrzeb, które z przyjemnością realizowałam. Życie wydawać by się mogło posuwało się na przód. A dokładnie iluzja życia.

Psycholog zauważył, że właśnie tak obecnie funkcjonuję. Do różnych obszarów mojego życia przyporządkowuję odpowiednie autorytety, które sama wybieram na drodze swoistego "castingu".

Wcześniej w terapii było tak, że terapeuta reprezentował wszystkie ważne dla mnie osoby. Stąd potrzeba posiadania takich ludzi na zewnątrz gabinetu terapeutycznego była dla mnie zbędna. A nawet niewygodna.

Kiedy terapia się skończyła pozostałam sama z wielkim chaosem w głowie i z zupełnym brakiem umiejętności decydowania o sobie i kompletnie obcymi, nie budzącymi zaufania ludźmi, których wcale nie znałam czy też nie chciałam znać. A co gorsze przestałam mieć pewność, że podejmowane przeze mnie działania i decyzje są dobre. Czułam się jak dziecko we mgle.

Moim zadaniem na najbliższy czas jest przywrócenie funkcji i ról poszczególnym osobom z mojego otoczenia, łącznie ze sobą.  Psycholog zobrazował to w postaci tablicy korkowej i post-itów.
Poradził mi, żebym rozpisała ważne dla mnie osoby i przypisała im cechy czy też funkcje jakie moim zdaniem powinny one pełnić w moim życiu. To samo mam zrobić ze sobą. Potem możemy to razem omówić.

Cóż przyznam, że ten rodzaj pracy całkiem mnie zaciekawił i chyba odrobię to zadanie:)

Ta praca generalnie ma zmierzać do tego, bym przestała oddelegowywać na innych decyzje, zadania, obowiązki i fantazje które sama powinnam realizować. Ma zbudować w konsekwencji większą wiarę w siebie i poczucie własnej wartości.


13 komentarzy:

  1. O kurde, ciekawe to co napisałaś, to co ci powiedział ten psycholog.
    Fajnie że ci coś rozjaśnił, dobre i to.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem "iluzja życia". Wszystko co robimy jest życiem i niczym innym. Terapia też. To tak jakby powiedzieć, że faceci służący w wojsku udają, że żyją. Ktoś ich pyta o zdanie, czy chcą do tego wojska? Ktoś pytał ciebie, czy chcesz czuć się tak źle, by nie być w stanie samej dać sobie tego, co dawał ci terapeuta/personel medyczny?

    Masz tendencję do przekreślania, absolutyzowania (nie ty jedna). Sądzę, że dopóki będziesz to robić, dopóty będzie cię bujać między ekstremami (też nie ty jedna). To co piszę nie ma w założeniu być wartościujące - można przeżyć życie na huśtawce i tylko do nas należy ocena, czy nam się ono podoba. Natomiast jeśli chodzi o pacyfikowanie rozchwiania, to nie wydaje mi się, by było to możliwe metodą "łup i sprzątamy od razu wszystko na glanc". Póki takie próby sprzątania, póty równie radykalna rozpierducha.

    No nie wiem, nie umiem tego jasno napisać, mogę narysować na kartce ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, wiesz co? Narysuj na kartce lepiej i to dużymi literami :)

      Usuń
    2. W sensie że aż tak mętne czy aż tak genialne? ;)

      Usuń
    3. hehe, ech Wariacie:)* Przyjedź do mnie lepiej z jakimiś książkami do czytania, bo okazuje się, że szybko mnie nie wypuszczą :(

      Usuń
  3. Bo ty bardzo poszłaś naprzód w terapii i bardzo dużo zmieniłaś w swoim życiu. Nie zaprzeczaj temu teraz tylko dlatego, że nie osiągnęłaś 100% sukcesu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dupa a nie poszłam na przód. Nauczyłam się tylko terapii i myślenia terapeutycznego, ale nie ma to związku z działaniem.

      Usuń
    2. Nie. Pamiętam, co mi mówiłaś o tym, jak wyglądało twoje życie przedtem i jak się zmieniło. Poszłaś na przód. A potem trochę rozpieprzyłaś na nowo. Ale nie wróciłaś do punktu wyjścia ani nie cofnęłaś się jeszcze dalej bo tak się najzwyczajniej w świecie nie da. A myślenie terapeutyczne to jest cenne narzędzie. Można powiedzieć, że przez te lata budowałaś warsztat. I na pewno nie tylko.

      Usuń
    3. No dobra, dobra. Masz rację:) Troszkę chcę zdyskredytować moją i terapeuty pracę. Może dlatego, że żal mi trochę dupę ściska, że było, minęło i to se ne wrati:)

      Usuń
  4. Bardzo ciekawe i takie różne od tej szarpaniny którą często opisywalas. Warto czerpac z różnych zrodel. A ten autorytet to chodzi o to zeby znaleźć odpowiednie osoby, czy znaleźć go w sobie ? Bo jak słyszę "znajdz w sobie" to najbardziej jak sie w świecie da wiem, ze nie wiadomo co robić. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No z tym znajdowaniem autorytetu w sobie to jest problem:) Ale pewnie o to chodzi:) W terapii lub w życiu zwłaszcza kiedy jesteśmy dziećmi, z czasem uwewnętrzniamy terapeutę lub rodzica, co na przyszłość owocuje poczuciem jakieś świadomości siebie i czy wartości. Gorzej jak rodzice dadzą dupy, że się tak wyrażę. To potem całe życie szukaj wiatru w polu. Trzeba się ciągać po gabinetach psychoterapeutycznych i budować swoją wartość od podstaw.

      Usuń
  5. jak dać żyć innym kiedy przestają nam służyć do czegoś; jak ich szanować, cenić i doceniać; czy to jest nie do przeskoczenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem. Jeśli ludzie dla mnie przestają "służyć do czegoś" to automatycznie przestają istnieć w moim życiu.

      Dlatego nie rozumiem co masz na myśli.

      Z szacunkiem i docenianiem u mnie różnie. To zależy od wartości, które wyznaję. Z jednymi mi po drodze, z innymi nie. Tym, którzy nie są z mojej bajki daję prawo do bycia kim chcą i jak chcę, byle nie wchodzili mi w dorgę.

      Ci na których mi zależy, są pod ciągłym obstrzałem i ostrą obserwacją. To ich na przemian kocham i nienawidzę. Chronię i atakuję. Oskarżam i tłumaczę.

      Jedno jest pewne, bardzo silnie, wręcz neurotycznie przeżywam relacje z tymi, którzy nie są mi obojętni.

      Usuń