poniedziałek, 18 marca 2013

Rozmyślania

Powoli wychodzę z depresji. Nastrój zaczyna skakać góra-dół. Lekarze mówią, że to dobrze, że niebawem to się ustabilizuje. Na razie nikt nic nie mówi o wypisie a przecież muszę do końca marca wyprowadzić się z mieszkania w Warszawie.

Być może w tym tygodniu dostanę pierwszą od miesiąca przepustkę godzinową. Trochę się obawiam wyjścia na zewnątrz. Obawiam się wyjazdu do Warszawy a dokładnie emocji z tym związanych.

Odczuwam jeszcze dość duże zmęczenie psychiczne. Ta depresja dość mocno mnie nadwyrężyła.
Wspomnienia o terapeucie i terapii odeszły na dalszy plan. Właściwie prawie o tym nie myślę.
Nie planuję także podjęcia jakiejkolwiek terapii. W każdym razie nie w najbliższym czasie.

Staram się jakoś wyobrazić sobie tę całą przeprowadzkę i powrót na stare śmieci. Chwilami na myśl o tym paraliżuje mnie jakiś bliżej nieokreślony lęk.

Jutro przyjeżdżają moje siostry. Będą rozmawiać z moją lekarką. Może to i dobrze. Sama nie wiem.

P. dzwoni do mnie i prosi żebym nie wyjeżdżała. Za to mój inny znajomy radzi definitywne odcięcie się, jeśli naprawdę chcę pomóc temu chłopakowi. Jestem nieco rozbita. Dopada mnie poczucie winy.
Tak bardzo chciałabym mu pomóc, ale on wciąż powtarza, że nie zrezygnuje z narkotyków.

Od jakiegoś czasu z dużym zniecierpliwieniem wyczekuję wiosny. Jednak te ostatnie słoneczne dni budzą we mnie jakąś melancholię. Coś było, coś się kończy i coś zaczyna. Jak poradzę sobie z tym nowym życiem? Czy to coś we mnie zmieni? Czy czegoś mnie nauczy?

Wiem, że teraz będę potrzebowała dużo wsparcia. Sama też muszę znaleźć w sobie sporo siły.
Póki co to uczucie zmęczenia ograbia mnie z energii i nasila lęk, który sprawia duży dyskomfort.

Od jakiegoś czasu nieśmiało modlę się do Boga. Dawno o Nim nie myślałam. Byłam przeświadczona o tym, że Go bardzo zawiodłam i muszę radzić sobie ze wszystkim sama, bez proszenia Go o pomoc.

Którejś nocy rozpłakałam się, kiedy w mojej rozmowie z Bogiem poczułam jak bardzo mi Go brakuje i jakie poczucie bezpieczeństwa dawała mi wiara w Niego. Chciałam sobie przypomnieć choć jeden werset biblijny, ale nie pamiętałam nic.

Ciekawa jestem jak On się na mnie zapatruje. Czy jest Mu przykro przez to co zrobiłam, jak żyłam w ostatnich miesiącach? Odeszłam od Niego tak daleko. W mojej modlitwie do Niego prosiłam Go o wybaczenie i siłę do tego bym kiedyś mogła na nowo Go pokochać. Może ta nowa miłość byłaby teraz dojrzalsza, bardziej szczera. Wcześniej moja wiara była pewnego rodzaju przykrywką dla moich grzesznych skłonności. Myślałam, że wypełniając pewne obowiązki i przestrzegając pewnych zasad wybielę swoje występki. Nie była to prawda, bo w środku gdzieś pozostawałam cały czas ta sama.

Bardzo chciałabym być dobrym człowiekiem. Chciałabym przestać krzywdzić siebie i innych.
Bardzo potrzebuję stabilizacji i jakiegoś wewnętrznego spokoju. Właściwie, wiem, że nie będzie mądre to co powiem, ale właściwie chciałabym przestać istnieć...


2 komentarze:

  1. ciekawa jesteś jak On się na ciebie zapatruje?
    cieszy się, że do niego wracasz :)

    OdpowiedzUsuń