czwartek, 9 sierpnia 2012

Chwiejność

Obudziłam się i jestem przerażona. Cała się trzęsę. Boję się. Mam wrażenie, że wszystko wymknęło mi się spod kontroli. Bardzo się rozchwiałam. Chyba potrzebuję pomocy terapeuty. Nie wyjdę z tego sama. Uruchomiłam jakąś machinę autodestrukcji. Niszczę wszystko po kolei.

Jeśli chodzi o P. to raczej nic z tego nie będzie. Poza tym nie mam w sobie teraz tyle siły bo rozpraszać siebie na drugą osobę. Raczej pojawia się potrzeba atakowania z naprzemienną chęcią błagania o zbawienie. Wykończę człowieka, wykończę siebie.

Muszę się gdzieś schować, muszę ukryć siebie. Niech nikt mnie takiej nie ogląda.

Niech ktoś mnie przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze. Moja obecna sytuacja życiowa, stała się taką zagrażającą życiu matką z dzieciństwa. Może właśnie o to mi chodziło? Mój terapeuta coś o tym przebąkiwał, że ja mam potrzebę prowokowania niepewności i chaosu, by się w nim rozpływać, by pogrążać się w negatywnych emocjach, bo tak funkcjonowałam w dzieciństwie.

Ten lęk we mnie jest teraz tak ogromny, że czuję fizyczny ból całego ciała. Mam ochotę skulić się i krzyczeć, życie nie bij, będę już dobrą dziewczynką, tak jak błagałam matkę, kiedy ta się nade mną znęcała.

Muszę sobie przypomnieć jak sobie radziłam z tym lękiem przed matką. Może powinnam pomodlić się do Boga, ale on chyba też mnie już nie chce. Wszystko zepsułam...

Zbudziłam się dzisiaj w nocy także z przerażeniem. Skuliłam się i tak leżałam w bezruchu. Moje dwa koty zorientowały się, że nie śpię i przyszły do mnie. Położyły się obok i tak leżałam ja i moje koty.
Ich spokojne mruczenie ukoiło mnie, ich miękkie futerka, ciepło. Pomyślałam, że jesteśmy na tym świecie, pośród tej ciemnej nocy tylko my i mamy tylko siebie.

Nie wolno mi popełniać więcej głupstw. Jestem odpowiedzialna choćby za te zwierzaki jeśli nie potrafię być odpowiedzialna za siebie. 

Już dobrze, już dobrze. Muszę wstać i żyć. Trwać, walczyć i KRZYCZEĆ O POMOC! Może ktoś usłyszy, może ktoś wyrwie mnie z tego szaleństwa. Nic już nie rozumiem.

Trzeba wstać, trzeba iść, żyć trzeba... NIGDY SIĘ NIE PODDAM





2 komentarze:

  1. Prześpij się, przetrzymaj - za kilka dni znów będziesz na krzywej wznoszącej... wiem co mówię :-)
    Wycisz się, zamknij na chwilę w swojej jaskini, wszystko co złe minie, kochanie, minie.
    Ja czasem mam wrażenie jakby ktoś zdjął mi skórę i kuł szpilami po rdzeniu. Ale potem skóra odrasta. Ty też jesteś feniksem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. nic się nie stało; nic; tylko Ty się wtul jakoś w nas; w poduszkę w dobre myśli; pewnie, że możesz się modlić - to pomaga; nie mieszaj Boga z niczyimi słowami; Bóg to Bóg i między Tobą a nim nie ma pośredników; a kogo by miał dziś przytulić jak nie Ciebie; te kociny koło Ciebie też on podsyła; dobrze, że szybko się wydłubałaś z tej dziury; późno tu zajrzałam dziś; ech; Nie daj się! Pisz!

    OdpowiedzUsuń