piątek, 24 sierpnia 2012

Wracam

Witajcie! Dzisiaj wieczorem wracam do Warszawy. Czas w rodzinnych stronach spędziłam dość aktywnie. Dużo spotkań ze znajomymi, dużo rozmów. Załatwiłam co trzeba i chyba odpoczęłam od tej dramatycznej samotności. Wiem, wiem, jest P.

Ale ja nie cierpię mieszkać samotnie w tym mieszkaniu. A. ciągle w pracy, prawie się nie widzimy. Mam dość takiego życia.

Najchętniej wynajęłabym mieszkanie z jakąś większą ilością ludzi, żeby mieć swój pokój oczywiście, ale żeby obok ktoś był, ktoś się krzątał po domu. Źle mi samej.

Wczoraj rozmawiałam przez skype z K. Coś mu odwaliło i zaczął mi prawić wyrzuty, że był dla mnie szalenie wyrozumiały, że kochał mnie jak wariat, że zawsze stał po mojej stronie i chronił mnie przed moją rodziną a ja zwyczajnie spieprzyłam wszystko. Ja na to, że gdyby nie chlał jak świnia to może bym go nie kopnęła w dupę. Na co on, że jak miał nie pić, jak ja takie jazdy mu robiłam, w sensie, że co chwila jakieś próby samobójcze, nie wracanie na noc do domu, łażenie samotnie po knajpach, lądowanie w hotelach z jakimiś kolesiami. Miał rację, ok. Testowałam go do granic możliwości. Chciałam zobaczyć ile potrafi znieść. Jak bardzo mu na  mnie zależy. Zależało. Nigdy mnie nie zostawił, to ja zostawiałam jego.

Powiedział mi jeszcze wczoraj, że to nie prawda, że coś mi dolega psychicznie, że ja zwyczajnie boję się bliskości i bycia kobietą dla mężczyzny. Nie wnikałam o co mu chodzi, ale myślę, że on dzisiaj mnie nie zna, choć on na każdym kroku podkreśla, że zna mnie najlepiej. Strasznie się pokłóciliśmy. To znaczy w tym sensie, że klęliśmy do siebie a emocji było w tym wszystkim od cholery.

Dla mnie każdy wyjazd tu, w rodzinne strony kojarzy się z K. Kurewsko dużo mnie z nim łączyło.
Dużo i długo.

Teraz jest P. Wiem, że musi minąć sporo czasu, zanim poczuję się z P. swojo. Póki co, nie czuję się przy nim do końca swobodnie. Ale to naturalne, znamy się przecież bardzo krótko. Cieszę się, że dzisiaj wracam już do Warszawy ze względu na P. właśnie.

I to tyle. Jakoś znów mi się nie bardzo chce pisać tu ba blogu. Wrócę do wawy i zajmę się tą grupą wsparcia.


3 komentarze:

  1. czy mogłabyś uwolnić K. - chyba wybaczeniem sobie i jemu

    to by zamknęło

    o to chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, też jestem border. Rozumiem co czujesz, ale jeśli mam być szczery to tym blogiem tylko nakręcasz swoje zaburzenie. Owszem, może pomaga Ci wywalenie tego z siebie, ale na jak długo?. Dla nikogo tkwienie w wirtualnym świecie nie jest dobre, a dla bordera tym bardziej. Masz tu swoich czytelników, swoją "grupę wsparcia", rozumieją Cię, pocieszają i tak naprawdę nieświadomie napędzają Twoje zachowania. Czujesz się jakby " w obowiązku" być borderem. Dział tu najsilniej lęk przed porzuceniem. Przemyśl to co napisałem. W pierwszej chwili na pewno to odrzucisz i zrównasz mnie w myślach z błotem, ale kiedy już ochłoniesz, zastanów się czy przypadkiem nie mam racji. Pozdrawiam i życzę powodzenia. Robert

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że Robert ma rację... Odnoszę czasami wrażenie, że pisanie i zaglądanie na forum i bpd-owskie blogi w pewien sposób "ściąga mnie w dół"... I skoro, póki co, nie mogę przestać (na parę dni się zdarza, ale zawsze wracam), zastanawiam się jaką potrzebę to zaspokaja... Może to pociesza (inni często mają gorzej), wspiera (nie jestem sama z tym syfem), pozwala się uzewnętrznić (na codzień nie zwierzam się nikomu i rzadko dzielę się swoim zdaniem z innymi, w ogóle mało rozmawiam), daje złudzenie jakiejś przynależności (pozwala ulokować się gdzieś w świecie)...?
    Ale nie jestem za tym, żebyś przestawała pisać ;). W sensie, że rób jak uważasz, o.

    OdpowiedzUsuń