piątek, 18 listopada 2011

Ograniam się.

Cały dzień starałam się jakoś podnieść. Pisałam to tu to tam, bo kiedy ubieram myśli w słowa to jakoś siebie słyszę. Kiedy wychodzę do ludzi, chociaż wirtualnie, to czuję bliskość drugiego człowieka.

Na jednym z forum dziewczyna fantastycznie opisała uroki zimy i jesieni. Pisała o lepieniu bałwana, gdy była szpitalu psychiatrycznym :) Pisała o spacerze w parku i szeleście liści pod stopami. I ciepłej herbacie i stopach na grzejniku.

Zrobiło się jakoś tak urokliwie. Pomyślałam sobie. Precz ze sztuczna siłownią. Po pracy postaram się zrobić sobie porządny spacer.

Dzisiaj piątek. Ciekawe co inni robią w piątki. Ja nie mam  żadnych planów. Nie spotykam się z nikim. Właściwie nie zadbałam o to, więc nie mogę mieć żadnych pretensji. Poza tym, spotkania, wyjścia do pubu czy inne posiadówki, raczej nie w moim stylu. Jeszcze nie teraz. Jeszcze się tego uczę. Tego jak spędzać wolny czas.

Ale czuję się fantastycznie na myśl, że zwolniłam się z obowiązku pójścia na siłownię. Skoro to dla mnie taki dramat, to nie ma co szaleć.

A gdzie na ten spacer? Hm... No nie wiem... Trochę się boję o tym myśleć.

Może przyjemne z pożytecznym. Muszę przecież zrobić zakupy na weekend bo przecież pracuję. Coś na kanapki, jakieś owoce, warzywa. Hm.. tak. Wysiądę trzy przystanki metra wcześniej i pieszo pójdę do sklepu obok domu.

A w domku kąpiel, kolacja i dobry film w ciepłym łóżeczku. O tak właśnie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz