piątek, 4 listopada 2011

Wyjazd do "domu".

Bulimia naciera całą siłą. Dzisiaj przyszłam do pracy z atakiem bulimii. Póki co po prostu jakoś trwam. Wciąż obsesyjnie myślę o swoim wyglądzie, o jedzeniu, o tym jak zareaguje moja rodzina, gdy pojawię się u niej jutro, Nie byłam w rodzinnych stronach jakieś pół roku. Może więcej.

Wszystko wydaje się mnie przerastać. Wyjazdy zawsze są koszmarne. Nie wiem czy odwiedzić matkę, pewnie tak, będę musiała poprosić, któreś z dzieciaków moich sióstr, by mnie podwiozły, bo do matki na wieś jeżdżą jakieś busy raz na kilka godzin. No i zobaczę się z moimi siostrami. U jednej się zatrzymam.

Nie wiem, czy coś matce kupić? Może powinnam. Tylko co? Wiem, kupię jej jakąś wodę toaletową i dobry balsam na te jej poparzone nogi. (Stara historia. Duża trauma dla mnie.) Zaraz skoczę do pracy mojej współlokatorki, która pracuje w drogerii i coś jej wybierzemy. A resztę rodziny może jakoś w jednym miejscu zbiorę i posiedzimy sobie. Tak, z nimi jutro, a do matki w niedzielę.

Uff... trochę lżej. Czyli dzisiejszy stan bulimiczny z powodu wyjazdu.
Dużo lżej. Napięcie zeszło. Słucham radia nostalgia. Kalina Jędrusik śpiewa teraz "na całych jeziorach ty"
Uff..

1 komentarz:

  1. hej :)
    trafiłam do Ciebie zupełnie przypadkiem. Też mam bpd..
    i bulimię. :((

    oto mój blog, gdybyś chciała, zajrzyj: funky-town.blog.pl

    OdpowiedzUsuń