czwartek, 10 listopada 2011

Tak się obserwuję.

Okazuje się, że wczorajszy spokój okazał się być jedynie ciszą przed burzą. Dzisiaj od rana jest we mnie jakiś pęd i niepokój. Nastrój podwyższony. Poczucie własnej wartości powyżej normy.

Tak się złożyło, że moja współlokatorka wróciła dzisiaj rano z pracy. Od momentu, gdy weszła omal nie zagadałam jej na śmierć. Mówiłam to o tym, to o tamtym. Ale wszystko tak, by przedstawić siebie w dobrym świetle. Nie robiłam tego specjalnie. Naprawdę miałam o sobie dobre zdanie. To nie jest normalne.

Mój terapeuta i psychiatra mówią, że bliżej mi do zdrowia wówczas, gdy konfrontuje się z jakimś smutkiem w sobie. A tu proszę hipomania czy cholera wie co.

Zastanawiam się, skąd ten nastrój. Fakt, że miesiączka się skończyła. Trzy kilogramy, które przybrałam okazały się być chyba jakimś zatrzymaniem wody w organizmie, bo dzisiaj stanęłam na wadze i dwa kilogramy mniej. To mi też poprawiło samopoczucie.

Myślę jednak, że niepokój może także wzbudzać długi weekend. Jestem dość wyczulona choćby na najmniejsze zmiany. Być może niepokoi mnie tyle wolnych dni, choć mam już jakieś plany. No i pierwszy raz od czasów liceum zamierzam coś upiec własnoręcznie. To też mój ambitny plan. Poza tym mam wyskoczyć z moją współlokatorką i jeszcze jedną naszą koleżanką do kina. W sobotę i niedzielę także mam plany. Duchowe tym razem, związane z organizacją, do której należę. Wymaga to jednak wyjścia do ludzi i to mnie może trochę niepokoić. 

Jestem w pracy. Właśnie przyszła koleżanką, z którą dziele firmowy pokój. Aż się ze mnie wyrywa, żeby się czymś do niej poekscytować. Staram się powściągać, więc piszę tu. To nadmierne gadanie i nakręcanie bardzo męczy psychicznie. I właśnie po tym chyba pojawiają się lęki u mnie. Nie jestem pewna, ale chyba tak jest. No a potem dół.

Gdzieś w tyle głowy znów boję się o pracę, choć mocno się w niej podciągnęłam.

Ech no i wystrzeliłam do koleżanki z tysiącem słów. Troszkę pogadała ze mną i umilkła. Zauważyłam to i natychmiast się wycofałam. Nie gadać, nie peplać. Ech...

Boję się... czegoś się boję. Czuję to. Wiem co, zrobię. Pojadę chyba na zakupy i kupię składniki na moją bułkę drożdżową. Tak, tak, to ma być bułka, nie jakieś tam wymyślne ciasto. Uwielbiam ciasto drożdżowe i wszelakiego rodzaju drożdżówki.

Choć w sumie to nie wiem, czy pojadę teraz. Po prostu wyjdę dzisiaj wcześniej z pracy.

Dobra, troszkę się uspokoiłam. Mogę popracować. Myślę, że to ważne obserwować swoje emocje, wtedy większe szanse na to, że nie wyjdą nam one bokiem.

2 komentarze:

  1. Czytając Twój blog nagle poczułem się taki mały. Pozwól, ze mnie napiszę dlaczego,bo słowa by wszystko popsuły.
    3bsp@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę jak działa ludzka podświadomość.
    Podpisałem się moim adresem, jakbym chciał, żebyś do mnie napisała.
    Teraz już na spokojnie wytłumaczyłem sobie, że chyba tak było i chyba jest.
    Czasem mamy ochotę przed kimś się otworzyć a nie wszystko da napisać się na forum. Niestety żyję dwoma światami, tym zewnętrznym i tym wewnętrzny, który otwieram nielicznym i sporadycznie.
    Pozdrawiam bsp

    OdpowiedzUsuń