sobota, 8 grudnia 2012

Chcę do domu

Jestem u jednej z sióstr. Wstępnie jest ok. Siedziałyśmy dzisiaj na spokojnie w domu, tj. siostra, jej córka i przyjaciółka córki. Przygotowałam nam grzane wino.

Dziewczyny początkowo rozmawiały między sobą. Mnie było trudno włączyć się do rozmowy. Bardzo się jakoś męczyłam sama ze sobą. Na próżno odpędzałam poczucie bezsensowności mojego przyjazdu tutaj. Czułam się fatalnie.

W między czasie dowiedziałam się, że kolacja wigilijna ma być jednak u matki. Pomyślałam, że jednak odpuszczę te święta z nimi. Może innym razem.

Chcę do Warszawy. Chcę do domu.

5 komentarzy:

  1. mnie to mobilizuje http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,13013105,Supernowoczesny__Budzik__Ewy_Blaszczyk_pomoze_dzieciom.html
    poczytaj jak żyła EB przed nieszczęściami, które postawiły ją na głowie;
    to niesamowite co jej się udało zmienić w sobie;
    ja jestem słaba ale świadomość, że można mnie dodaje otuchy;
    http://www.youtube.com/watch?v=BkUE9Wpa6wU

    http://www.youtube.com/watch?v=VWavdPNI4R0

    http://www.youtube.com/watch?v=ASh-LOTml3E&playnext=1&list=PLFE6FF1F24BC6BBB2

    czasem trzeba odpuścić sobie na chwilę i iść rano po chleb ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zrelaksuj się, dziewczyno. Odstresuj pieczeniem ciasta albo smażeniem ryby. Znajdź spokój w codziennych prostych i bezmyślnych czynnościach. Świąt nie odpuszczaj, nie gryź wyciągniętej dłoni. Postaraj się zmienić swoje podejście na te kilka dni. Ja spróbowałam pogodzić zwaśnioną rodzinę - zaprosiłam rodzinę do siebie na święta. Wszyscy odmówili. Ty masz więcej szczęścia, Ciebie chociaż lubią.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm..., tak sobie zaglądam tu do Ciebie czasem, już od jakiegoś czasu... ;) Nie komentując, jedynie czytając. Każdy film, książka, opowieść, czy historia ma najczęściej jakąś fabułę, myśl przewodnią, przesłanie lub coś w tym stylu. Trudnym dla mnie jest pytanie - jaka myśl przewodnia przyświeca Twojemu blogowi. I nie chodzi mi o treść, tekst, czy formę, bo tu jest jak najbardziej OK! Chodzi o Twoje przeżycia. Bo tak: co jakiś czas (może to ta "myśl przewodnia" właśnie) czytam, że zawsze KTOŚ (!!!) ma Cię ratować, wspomóc, zatrzymać, zauważyć, docenić, pomóc, zrozumieć, doradzić, rozwiązać (Twoje) problemy, przytulić, kochać, zwolnić z odpowiedzialności, uwolnić od konsekwencji, obdarzyć uwagą, kurwa (!) - prawie za Ciebie żyć!!! A Ty nie musisz nic... Ty masz po prostu >>być<< - i wg Ciebie to wszystko. I wystarczy. I nikt Cię nie rozumie, że Ty - po prostu - jesteś (halo, to JA, zobaczcie jak oryginalnie pokręcona!!!). I cały świat (łącznie z ludźmi na nim) ma się kręcić wokół Twojej - za przeproszeniem - dupy! Żadnej odpowiedzialności, żadnych konsekwencji, żadnej świadomości, żadnego (nawet pojedynczego) zerknięcia poza czubek własnego nosa. Ciągłe: poszłam do pracy - dobrze. Za chwilę - chujowo w tej pracy - źle. Wyjeżdżam służbowo - dobrze. Przyjechałam - nie wiem po co, bo nudno - źle. Nie mam pracy - źle. Mam pracę - dobrze, ale na chwilę tylko, bo już za drugą chwilę - źle, gdyż to nie dla mnie, bo jestem (kurwa /przepraszam/) WYJĄTKOWA i taka/przecież WRAŻLIWA... [i nie pieprz tu, że BPD Cię z czegokolwiek tu tłumaczy!]. Pojadę do rodziny - fajnie! Pojechałam - hmm, źle. Nikt się mną nie interesuje/nikt mnie nie rozumie - źle. Mam uwagę i zainteresowanie P., M., K., lub inne (Wielkie z kropką) litery - dobrze. Mam (za) dużo tego zainteresowania - (więc) doszukuję się "dziury w całym" - i już jest powód do tego... aby było źle! Powiedz mi, co musiałoby się stać, jak miałby wyglądać Twój świat (i jacy mieliby być ludzie na nim), żebyś czuła się dobrze (!) i była szczęśliwa?! Wyobraź to sobie - jest dobrze, jesteś szczęśliwa. Jak to wtedy miałoby wyglądać? A jak już tak byłoby (wyobraziłaś sobie?), to jakie są ewentualne powody/przyczyny, żeby (kur..!) móc to szczęście za chwilę/potem... koncertowo spierdolić! Czasami odnoszę wrażenie, że pomysł na Twoje życie, to >ja chcę, ja nie chcę<, takie trochę zależne "od pogody"... To dużo za mało. Życie to dar, fantastyczna przygoda, tylko, żeby ją przeżyć trzeba spoglądać trochę dalej, niż własne 'ja', chcę/nie chcę, własny tyłek lub czubek własnego nosa. "Zycie to nie jebajka, zycie to jebitwa" - jak mawiał góralski klasyk. Laska, Ty masz 35 lat, więc nie zachowuj się jak rozkapryszona gówniara! Wiem, BPD, niedokochane dziecko, marzenia i niedosyt w temacie miłości bezwarunkowej... Ale to Twoje życie, i to Ty albo je sobie spierdolisz, albo docenisz ten DAR! (nikt inny ani za Ciebie tego nie zrobi, ani Ci w tym nie pomoże). Wszystkiego dobrego życzę! I zmień nazwę bloga na "Budzę się":) Pozdrawiam. PS. I nie pisz, że nic nie rozumiem, bo bordy przecież tak mają. Zbyt wiele lat siedzę w temacie bordów i podobnych. Najgorsze, co można dla Was zrobić, to nie odzierać Was z tych wszelkich intelektualizacji, gier, podpuch lub racjonalizacji. Wy sami wierzycie w te głupoty i bzdury, które mówicie i piszecie. Otrząśnij się kobieto, bo szkoda Twojego życia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zmarnuj tej okazji - masz kolejnego sprzymierzeńca!
    Świetny tekst i warto do niego wracać.
    Jest o czym pogadać.

    OdpowiedzUsuń