wtorek, 4 grudnia 2012

Jestem

Cześć. Jestem już w domu. Póki co, nie żałuję. Żałuję, że napisałam tutaj, bo pierwszy raz w życiu nie oczekiwałam niczyjej pomocy. Nie przewidziałam, że P. będzie z moim blogiem na bieżąco.

To on pojawił się u mnie w domu niemal natychmiast. On wezwał pogotowie. Zawiadomił moją rodzinę i szefa. I nie wiem co jeszcze zrobił, bo potem już niewiele pamiętam. Pamiętam, że w którymś momencie dzwoniła doktor Sz.. Za pierwszym razem pomyślałam, że coś jej się pomyliło, potem gdy już odebrałam, spytała mnie o to czy napisałam na blogu, że chcę popełnić samobójstwo.

Byłam zaskoczona pytaniem, ale nie byłam w stanie już mówić. Wybełkotałam, że jestem w szpitalu, na co doktor Sz. poprosiła mnie, bym podała słuchawkę jakiemuś pracownikowi służby zdrowia. Podałam. I tyle.

A potem płukanie żołądka, a może to było wcześniej. To było okropne. Nigdy tego nie róbcie. To koszmar. Rurka przez gardło, rurka przez nos. Myślałam, że otrucie się to taka spokojna, lajtowa forma samobójstwa. Byłam już tak wszystkim zmęczona. Pomyślałam, że jeśli wezmę te leki to wystarczy by zadziałały, a żebym nie zwymiotowała.

Tak czy owak. Jestem znów w domu, znów w tym pokoju. Znów sama i umieram z przerażenia. Boję się. W przeciwieństwie do moich poprzednich prób "s", tym razem nie przeżyłam katharsis i nie mam poczucia, że mogę już teraz zacząć od nowa. Chyba mam jakąś depresję raczej.

Ponoć  w szpitalu przeprowadzał ze mną wywiad psychiatra, ale nie bardzo pamiętam. Owszem była jakaś terapeutka, która bezskutecznie próbowała ze mną mówić, ale ja byłam mało przytomna i nie byłam w stanie mówić.

Jeśli chodzi o ciało, no cóż, organizm mam jak rasowa dziewka ze wsi. Nic mnie nie powali.
Jestem tylko spuchnięta mocno, dostałam jakiegoś krwawienia z pochwy a poza tym wszystko ok.

Boję się jutra. Boję się tego co dalej. Nie mam pomysłu. Nie mam spokoju. Nie czuję sensu.
Nie czuję też sensu, by Was tu przepraszać.

Wiem, że P. zareagował poprawnie. Ja bym zrobiła to samo. Ale to nie on, siedzi tu teraz sam z głową pełną niepokojących myśli.

Nie. nie będę dzwonić do doktor Sz. Nie będę już nigdzie chodzić i szukać pomocy.

Nie będę już robić nic. Może tego mi właśnie trzeba, nic nie musieć.


11 komentarzy:

  1. Nie wiesz Perfekcyjna, jak się cieszę, że jesteś.
    Bardzo dobrze rozumiem twoje emocje, wzloty i upadki.
    Czytam twojego bloga od dawna i powie Ci, że zazdroszczę Ci twojego zycia.
    Twojej wolności, przyjaciół, znajomych.
    Ja mam kilkoa efek zapisanych w papierach. Mam rodzinę, dzieci, pracę, nie brakuje mi pieniędzy. Brakuje mi tylko czegoś takiego co TY masz - wolności;
    Tak myślę, że gdybyś miała dziecko, to wiele w twoim zyciu zmieniłoby się, przynajmniej na najbliższe 10 lat.
    Twoja choroba wyciszyłaby się bo musiałabyś wreszczie stać się osoba odpowiedzialną za czyjeś życie.
    Zamień się w kurę domową, a zobaczysz, jak się uszczęśliwisz :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego nie zostałaś na oddziale? Kto o tym zdecydował?

    OdpowiedzUsuń
  3. A co z twoją psychoanalityczką?
    Czy to wszystko co się teraz z tobą dzieję nie jest reakcją po kontakcie z nią?

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzie jest teraz Twoja rodzina?????? Gdzie są przyjaciele???? Nie ma ani jednego? Nie powinnaś być sama! Kto na to pozwolił???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj od rana siedziała ze mną w szpitalu moja siostrzenica, ona też pomogła mi wrócić do domu i zrobić po drodze jakieś zakupy. Bałam się wracać do domu.

      Moja matka nic nie wie. A siostry w takich chwilach oddelegowują do mnie właśnie moją siostrzenicę, która jest tu na miejscu w Wawie.

      Moje przyjaciółki nie są w temacie. M., któremu ostatnio pomagałam, powiedziałam, żeby szukał pomocy profesjonalnej, bo ja mu już nie pomogę, że nie dam rady.

      Jest P., który i tak niepotrzebnie, no ale ok ok...

      Mam też kilku wirtualnych znajomych. Ale tak na poważnie, męczą mnie ludzie na dłużej.

      Wzięłam hydroksyzynę na uspokojenie. Obejrzałam, kilka odcinków kota filemona, reksia i kubusia puchatka.

      Jest dobrze. Nie ma sensu się nade mną rozczulać. Ponoć żelazo ostrzy się żelazem. To jest próba dla mnie, albo ją przetrwam albo powrócę do starych nawyków i będę się powtarzać już zawsze.

      Nikt nie mówił, że zmiany przychodzą łatwo. To dowód na to właśnie, jak bardzo trudno zmienić zachowania i nawyki człowieka. Stare ja nie chce odpuścić.

      To próba. Wiem, że to próba. Mam dwa wyjścia: wybrać, stare, którym jestem zmęczona, które już nie jest tak wygodne, czy zdecydować się na nowe, które paraliżuje lękiem, które jest jedną wielką niewiadomą.

      Trudno powiedzieć co wygra. Umówiłam się jutro do fryzjera. Muszę też załatwić sobie wizytę do ginekologa, bo czuję, że jest coś mocno nie tak. A to także wpływa na nastrój.

      Muszę nakreślić sobie jakiś sensowny plan. Jest dobrze. Jestem w naprawdę dobrym punkcie. Jestem w drodze do akceptacji tej jakże nowej sytuacji mojej.

      Nie ma sesnu, by ktoś tu przy mnie siedział, bo to tylko będzie utrwalało stare nawyki, grania na uczuciach innych i manipulowania innymi.

      Muszę stoczyć walkę z całą niezgodą, która jest we mnie na to co nowe.

      Ok, to jest kurwesko niewygodne. To jest jak jakiś koszmar ale nie chcę wracać do starego. Albo się podniosę, albo to już się nigdy nie zmieni. Taka sytuacja jak ta teraz nie zdarza się dwa razy.

      Usuń
  5. a moze tym "sensownym planem" powinna byc wizyta u psychiatry i kontunuacja psychoterapii?
    p.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aha, ale nie za tydzien, nie za dwa, nie "za jakis czas nad tym pomysle"...
      p.

      Usuń
    2. Sesję u terapeutki mam jutro, do pschiatry odezwę się z końcem dnia, chcę dzisiaj zalatwić kilka spraw sama.

      Usuń
  6. "Jest P., który i tak niepotrzebnie, no ale ok ok..."

    Czy Ty siebie czytasz/słuchasz??

    A kogo, jeśli nie Jego prosiłaś o załatwianie Twoich potencjalnych, pośmiertnych spraw?!

    OdpowiedzUsuń
  7. nikt nie neguje, że trudno;

    po bandzie;

    ale póki szanujesz to mimo wszystko jest kilka osób, które próbują;

    nie testuj świata na wytrzymałość, bo wyniki zaskoczą nas wszystkich;

    co z tego, że okażesz się najwytrawniejszym graczem z przymusem grania na dodatek?

    zbierajmy się, bo po nikim nie spłynęło to wszystko jak po kaczce;

    OdpowiedzUsuń