wtorek, 24 maja 2016

Mam wolne!

Dobrze się dzisiaj złożyło. Do pracy dotarłam na 12.00, ale gdy tylko usiadłam przy biurku wiedziałam, że niczego dzisiaj nie zrobię. Dziesiątki maili, które spłynęły po weekendzie wywołały u mnie w czarną rozpacz.

W pierwszej chwili myślałam, że się rozpłaczę z tej niemocy. Napisałam na fejsbuku do mojej przyjaciółki. Poprosiłam by mi poradziła, jak mogę powiedzieć L. o tym, że chciałabym korzystać z praw jakie gwarantuje mi ustawa. G. bardzo fajnie uargumentowała moje potrzeby. Pomyślałam - to rzeczywiście brzmi rozsądnie.
Następnie przyszedł mi do głowy mój terapeuta. Dosłownie widziałam, jak siedzi w swoim fotelu i puka się w głowę. Doskonale znałam go od tej strony i ta myśl sprawiła, że raczej zawstydziłam się przed nim. Słyszałam co do mnie mówi i jak robi mi się z tego powodu głupio. Ok - pomyślałam. Powiem to. I... ufff... jakimś cudem powiedziałam.

Zabawne, ale pięć lat terapii zrobiło swoje."Kochany Tatuś" potrafi mi do tej pory zajść za skórę.
I chwała mu za to oczywiście. Nikt mnie tak nie nauczył dyscypliny w tego typu sytuacjach. W innych również. To on kazał mi stawiać granice w pracy. Sobie i szefom. No i zadziało. Przećwiczyliśmy to nie raz.
Napisałam G. mojej przyjaciółce, co powiedziałby mój terapeuta i obie stwierdziłyśmy, że ma rację. To brzmi dziwnie, ale to naprawdę zadziałało.
I tak wzięłam wolne do końca tygodnia, a od czerwca będę przychodzić na 11.00, plus postaram się korzystać z trzydziestominutowej przerwy, która mi przysługuje. Muszę dbać o swoje zdrowie, skoro tej pracy mamy tak dużo. Nie chcę nawalić. Chcę wywiązywać się ze swoich obowiązków.

Będę korzystać także z dodatkowych 10 dni urlopu, które mi przysługują zgodnie z ustawą. Co oznacza, że mój roczny urlop wyniesie 36 dni. Strasznie dużo, a jeszcze nie byłam na urlopie ani dnia. Te obecne wolne dni to odbiór nadgodzin.

Tak czy owak, wróciłam do domu i zamierzam nie robić nic. Jutro za angielski się wezmę.
Wyszukałam sobie jakiś serial w sieci i będę go oglądać. Dzwoniłam też na infolinię do s4, spytać o karnety. Chyba już od jutra pójdę na siłownię. Będę też biegać. Na początku na spokojnie, bez szaleństw. Chodzi raczej o wyrobienie nawyku. Bieganie jest fajne. Tak jak siłownia zresztą. Muszę tylko powrócić do tego trybu, który w przeszłości działał i dawał mi wiele przyjemności.

Co do ludzi... hm.. pomyślę nad tym. Na razie potrzebuję zadbać o siebie. I nie chce mi się do ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz