wtorek, 17 maja 2016

(nie)pogodzona

Postanowiłam wysłać matce prezent i życzenia z okazji dnia matki. To będą chyba pierwsze życzenia z tej okazji od czasu podstawówki. Niestety nie jestem w stanie tam pojechać osobiście. Pomyślałam, że do prezentu dołączę kartkę ze słowami, że też ją kocham, tylko nie potrafię tego powiedzieć. To chyba będzie prawda. Niestety muszę wziąć poprawkę na swoją dysfunkcję w sferze odczuwania miłości.

Czasem wydaje mi się, że kocham tylko jedną osobę. Czasem. A raczej wspomnienie o niej i te emocje, które nas łączyły. Czasem ta miłość do mnie wraca. Czasem gaśnie i znika zupełnie. Tak jak moja miłość do terapeuty. Miłość, tęsknota przepełniona bólem. Te miłości były w moim życiu bardzo ważne i szalenie potrzebne. Byli też inni ważni ludzie. Bardzo wielu wspaniałych ludzi, których obecność na drogach mojego życia wtedy przeze mnie nie zauważoną, najbardziej potrafię dostrzec i docenić dzisiaj.

Cieszę się, że uwolniłam się spod chorobliwego wpływu religii i ludzi z nią związanych. W którymś momencie stała się toksyczna. Poświęciłam religii bardzo dużą część życia, ale i to było mi równie potrzebne. Dzięki tej wierze poruszałam się w pewnych ramach. Jako osoba nie posiadająca wewnętrznych granic, mogłam chronić siebie i dojrzewać. Ta miłość musiała także dobiec końca, gdy wykształciłam w sobie moje własne ramy. Wiele rzeczy, które nam się przytrafiają, wybory, których dokonujemy na konkretnych etapach naszego życia są/były nam do czegoś potrzebne. Najczęściej nieświadomie.

Wszystko jest nam potrzebne - w jakimś konkretnym, umiejscowionym w czasie KIEDYŚ.

Dlatego cieszę się z tej szaleńczej, romantycznej miłości, której doświadczyłam, bo wiem, że w jakimś sensie potrafię jednak kochać. Cieszę się, że doświadczyłam wiary w Boga.
Nie żałuję mojej rozłąki z matką i wielu innych rzeczy, które przytrafiły mi się, albo ja przytrafiłam je sobie w życiu. Czasem świadomie, a czasem gdzieś w głębokiej nieświadomości, którą posiłkowała się moja psychika. By trwać, by chronić w sobie to co kruche, słabe, nieporadne. By dotrzeć TU.

Dzisiaj podaję różnym częściom siebie rękę na zgodę. Niestety, niektóre wciąż pozostają sobie niechętne. Trudno jest doświadczać wewnętrznego spokoju, nie będąc pogodzonym ze sobą. Ale czy właściwie o to tylko chodzi? Gdyby te sprzeczności, te iskrzące, burzące się części pogodzić ze sobą, to czy coś pchało by nas do przodu? Otwierało na nowe?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz