wtorek, 27 lutego 2018

No dobrze. Zyziek ma alergię pokarmową a Melisa kryształy w moczu. Od dzisiaj poszły w ruch leki i specjalistyczna karma. Kupiłam podkłady na fotele i legowisko, na wypadek jeśli Melisa ponownie postanowi zrobić sobie z nich kuwetę. Melisie przy pyszczku w wyniku jakiejś wydzieliny z gruczołów zrobiło się coś, co muszę przemywać szmatką z mydłem, no i ma jeszcze jakiś problem z błoną odbytu, ale to na ile dało się zaleczyć to zaleczyłam jeszcze w styczniu. Teraz ewentualnie można by było to poprawić operacyjnie, ale ostatecznie może się to skończyć nietrzymaniem kupy, więc pani weterynarz powiedziała, że nie ma sensu tego ruszać. Uff..
Tyle z kocich spraw. Teraz pracujemy i czekamy na efekty. Jeśli zabraknie mi pieniędzy napiszę do A. w sprawie odroczenia opłaty za mieszkanie. W najbliższych miesiącach muszę znaleźć inną pracę, albo znaleźć dodatkowe źródło utrzymania. Ale na razie wszystko powoli i krok po kroku.

Dzisiaj na psychoedukacji opowiedziałam o tym co się działo u mnie ostatnio. Na tyle ile pamiętałam. Pani Joanna przyznała, że poradziłam sobie mimo wszystko w całej tej sytuacji, a działania, które podejmowałam miały służyć mojej ochronie i ochronie innych osób. Błyskawiczne odizolowanie się od osób, które mogły mniej lub bardziej świadomie zadziałać na mnie destrukcyjnie, oraz odizolowanie siebie także dla dobra tych osób. Na przykład żeby nie wystraszyć rodziny swoim zachowaniem, mówiąc o czymś dla nich trudnym lub przesadnie reagując, albo też nie poczuć się niezrozumiana i odrzucona. Tego ostatnio było w moim życiu aż za nadto.

Nie zrobiłam niczego niestosownego ani destrukcyjnego. Jej zdaniem nawet przesłanie pieniędzy na taki a nie inny cel, było wyrazem zaangażowania emocji i energii w działania społecznie akceptowalne, podobnie jak pisanie na forum z osobami, które potrzebowały wsparcia. No i co najważniejsze całą złą energię wyrzuciłam na blogu.
Uznała też, że w sumie nie ma sensu analizować tego co wypłynęło z choroby a co z osobowości, tym bardziej, że nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi przy takim poplątaniu objawów. Ważne, że poradziłam sobie z tymi objawami. Po raz kolejny usłyszałam, że wykonałam ogromną pracę nad sobą przez te wszystkie lata. Bez tego nie poradziłabym sobie. Omówiłyśmy dokładnie umiejętności i działania, które pozwoliły mi nad sobą zapanować, żebym zobaczyła jak ogromnymi zasobami dysponuję.
Także tak jak szłam na zajęcia z poczuciem wstydu i winy, wyszłam z ulgą, spokojem i niemałym zaskoczeniem.

Miałam też dzisiaj rozmowę z moją matką. O tym innym razem.

Jutro kwalifikacja na oddział.

2 komentarze: