sobota, 16 czerwca 2012

Jakoś żyję

Nie wiem jak to będzie. Nie wiem czy mam się obawiać tego co dalej. W pracy u "chłopaków" jak zwykłam nazywać moich trzech byłych szefów ostatnie dni były ok. R. podchodził chyba do mnie sześć razy i pytał jak mi idzie, co w tej, obecnej pracy się nie zdarzało. Tu nic nikogo nie interesowało. Okazało się, że praca jest banalna. A ponieważ jest to agencja reklamowa atmosfera dalece odbiega od tej przerażającej martwoty, którą miałam tutaj. Mnóstwo młodych ludzi. Kobiety tylko trzy i ja.

Szef czyli R. strasznie mnie chwali. A ja nie mogę tego znieść. Nienawidzę tego. Nie radzę sobie z tym. Wciąż powtarzał, zobacz jak świetnie prowadzisz rozmowy, jak je zakańczasz, już po jednym dniu masz efekty. U poprzednich handlowców to się nie zdarzało. A ja myślę, że on tylko mi tak gada, żebym... żebym nie wiem co.

Ja pierniczę. Nie jestem dobra. Nigdy nie byłam dobra. Nie, nie, nie! Nie potrafię unieść dobrych informacji na swój temat. Nie teraz. To mnie aż boli.

No ale co teraz będzie? Czy mnie zatrudnią? A jeżeli nie? Mam jeszcze dwa tygodnie. Muszę dać z siebie możliwie najwięcej. I jeśli zatrudnią to jak. Mam nadzieję, że na umowę o pracę, bo wcześniej musiałam mieć u nich działalność. A jak przyszło co do czego i szpital się trafił to była kicha. Kasy nie miałam.

Odezwało się do mnie kilka osób, do których posłałam moje cv. Jedna babka z dużej firmy. Rewelacyjnie nam się rozmawiało przez telefon, ale jak mi przysłała zakres obowiązków to zbaraniałam. Kompletnie nie kumałam o co chodzi. Wysłałam to do R., który stwierdził, że to mocno skomplikowana praca i bardzo analityczna, i że on sam by się w tym nie odnalazł. Ech... szkoda, firma znana, duża i ta praca taka nietypowa ale nie na mój chaotyczny sposób pracy i zachowania. Tam trzeba ogromnego opanowania i uporządkowania. Ja jestem troszkę jak artysta w swoim zawodzie. He, artysta :) No w sensie, że ciągła improwizacja. Pracuję kiedy mam wenę itd.

Wstałam dzisiaj o szóstej a to przecież sobota. No nie mogę spać. Wczoraj obudziłam się o piątej. Nie wiem czy to fluoksetyna mnie tak napędza, czy stres. Wieczorem za to padam już o dziesiątej. Wstałam zatem, sprzątnęłam mieszkanie. Teraz umaluję sobie włosy i nie wiem. Mogę wsiąść w pociąg i pojechać do moich sióstr, albo umówić się z T., który coś wspominał o spotkaniu. Ale chyba lepiej do sióstr. Tylko koty bym zostawiła same na noc. Szkoda mi ich zostawiać.

Dzień dzisiaj piękny. Muszę walczyć o pracę. Liczę jeszcze na mojego przyjaciela Tomka, że mi pomoże. CV i info o poszukiwaniu pracy wysłałam gdzie się dało. Na facebooku, goldenline i do wszystkich z mojej skrzynki mailowej. Dużo ludzi się odezwało i poprosiło o moje CV, żeby przesłać dalej i do swoich działów HR. Zobaczymy. Nie wierzę, że wyląduję na bruku. To nie może się zdarzyć.

Teraz liczę na moje borderlajnowe właściwości i siłę, która przez nie przebija w takich momentach. A może to mój temperament? Sama nie wiem. Modlę się do Boga, choć wiem, że ostatnio o Nim zapominałam. Muszę być silna i walczyć o siebie. Póki co na szczęście nie miałam czasu, żeby się zdołować, bo mój były szef wziął mnie od razy pod skrzydła. Boję się ale on swoją postawą strasznie mnie podnosi na duchu. Tylko już niech nie mówi tych dobrych rzeczy o mnie. Tak się krępuję tego kiedy on to mówi, zwłaszcza przy innych. Być może to mnie zwyczajnie wzrusza i mam ochotę beczeć, że ktoś coś we mnie dostrzega i że to jest takie nie do wytrzymania, bo przypomina mi mojego terapeutę, który często mnie chwalił.

Nie wiem sama. Mam chaos w głowie. Muszę być dzielna. Nie wiem jak, ale muszę.

5 komentarzy:

  1. chwalić mimo wystawionych rogów :-)
    a pewnie, że chwalić - nikt się nie boi tych różków :-) stępiły Ci się po terapii? ślimak jesteś :P
    tylko w sprawie rogów!

    zachęcają do roboty i patrzą co z Ciebie wyduszą - mile profesjonalni to i Ty się staraj;

    każdy lubi gdy go lubią - dobrze gdy serio i wiedzą za co - chyba, że tak intuicyjnie - to też może być;
    bordzie bywaj bordem kiedy o zalety chodzi - trzymamy za Ciebie

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, gdy czytałam te fragmenty o Twojej niemożności przyjmowania pochwał, zachwycania się Tobą, to widziałam siebie...
    Kiedyś dużo rozmyślalam o tym, skąd ten cholerny dyskomfort i chęć zapadnięcia się pod ziemię :(... Z jednej strony niby miło, niby przyjemnie, przede wszystkim wielkie zaskoczenie (to oni mnie lubią??? llubią to co robię, to jaka jestem ???). Ale... doszłam do wniosku, że wtedy czuję się... jakbym ICH (go/ją) OSZUKIWAŁA :-( !!!! Przecież oni mnie nie znają, i tylko dlatego mają w sobie ten zachwyt, podziw czy szacunek ;( !!! Oni nie mają pojęcia kim ja k*rwa jestem ani jaka jestem !!! Równocześnie często pojawiała się nieprzemożna chęć POKAZANIA im jaka to ja jestem (zła, beznadziejna, niezdarna, nielojalna, żałosna...).
    A gdy zachwycali się mną w łóżku, gdzie za bardzo nie idzie niczego ukryć ;) czy grać (przynajmniej ja jestem tam sobą), to... stwierdzałam, zwłaszca gdy zachwyty były bardzo silne, że z nim jest naprawdę coś nie tak... Że ten koleś jest żałosny (skoro tak się zachwyca taką MNĄ... skoro nie widzi jaka jestem brzydka/ chuda/ gruba/ cellulitu / małych cycków/ itp., skoro TO mu wystarcza, skoro mnie w pełni AKCEPTUJE.... Lub stwierdzałam, że te wszystkie pierdolone zachwyty to wzamian za to co dałam, jakby jego powinność (że on to tak widzi), puste słowa...
    Ja nie wierzę w zachwyt moją osobą lub tym co robię. Jestem skrajnie niepewna siebie.
    A co dopiero wierzyć w to, że ktoś mógłby pokochać...

    Powodzenia w pracy lub szukaniu lepszej, trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  3. zawsze nastawiona na krytykę; obronnie nastawiona;
    perfekcjonizm macie wpisany w posag;
    ech życie;
    gdyby można Wam amputować trochę tego syfu;
    byłybyście znośniejsze i piękne - macie to czego nikt nie ma ale trzymacie pod stertą węgla w piwnicy i zawsze jest ekstremalnie z tym wydobywaniem;
    :-) poetą nie jestem ale jakoś tak chciałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wysłałam Ci email. Odpisz proszę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybaczcie mi, ciężko mi odpisywać na komentarze. Ciężko ze mną. Bardzo się boję.

    OdpowiedzUsuń