czwartek, 7 czerwca 2012

Plan.

Byłam wczoraj u lekarza. Strasznie jestem nim zauroczona. Już od czasu szpitala. Kiedy patrzę tak na tego młodego mężczyznę i widzę jak dobrze się zna na tym co robi, jak poważnie podchodzi do tego a przy tym jest w nim tyle młodzieńczości i luzu, to zaczyna się we mnie uruchamiać jakiś dyskomfort, że ja w swoim życiu nie osiągnęłam nic. A na pewno niewiele.

Lubi mnie, czuję, że mnie lubi. I cieszę się z tego jak dziecko. Rodzą się we mnie podobne uczucia jak w kontakcie z moim terapeutą. Mam ochotę się starać dla niego. By miał tę satysfakcję, że wyciągnął mnie z bulimii, że mi pomógł. To głupie ale to jedyna rzecz, która mnie motywuje. Sprawić mu satysfakcję, bo on daje mi satysfakcję bycia w kontakcie z nim.

Byłam u niego 45 minut. U mojej lekarki bywam kilka minut zazwyczaj. Zawsze jest krótka piłka. Choć uważam, że moja lekarka jest bardzo fajna i lubię ją. Z nią nie wdaje się w luźne gadki no i słusznie. Z nim jest tak, że można z nim pogadać, pożartować.
Miałabym się u niego pojawiać co miesiąc - półtora miesiąca. Poza tym mamy być w kontakcie mailowym. I to mi daje poczucie dużego komfortu psychicznego. Poza tym oczywiście ważne jest dla mnie to, że jest mężczyzną. Lubię towarzystwo mężczyzn, pod warunkiem, że pewne rzeczy są pod kontrolą, że istnieje jakiś dystans. To daje mi poczucie bezpieczeństwa.

Moja fascynacja tym człowiekiem sprawia, że mam więcej siły do walki. On nie musi wiedzieć, że jest dla mnie tak znaczący. To wszystko dzieje się w mojej głowie od dnia, kiedy go poznałam. Lubię to uczucie. Jedyne co mnie podnosi z tej mojej martwoty jest fascynacja drugim człowiekiem. Ostatnio zdarza mi się to bardzo rzadko. Owszem moje małe miłostki, które donikąd nie zmierzają. Trwają chwilę i rozpływają się jak mgła.

To co jest dla mnie bardzo ważne, myślę, że ważne dla każdego to nie być obojętnym dla osób, które bardzo cenimy, szanujemy, które wiele dla nas znaczą. Czuję, że otrzymuję to od niego. W szpitalu nie umiałam jakoś specjalnie brać od niego, ale teraz kiedy za to płacę, czuję, że jest ok. Podobnie było z moim terapeutą. Nie chcę być nikomu nic winna. Nie chcę być ciężarem, a jeśli już, to niechże ten ktoś ma to jakoś zrekompensowane. Wiem, że to głupie.

No więc plan jest taki, żeby wykorzystać tę ekscytację nim i na tym podnieść się z bulimii. Co do podniesienia przeze mnie dawki fluoksetyny powiedział, że jest ok, podniósł mi tylko neuroleptyk jeszcze. Chciałabym, żeby ten człowiek pozostał w mojej głowie możliwie długo. To bardzo ważne dla mnie. Jest mi potrzebny do tego by czuć jakikolwiek sens.

9 komentarzy:

  1. ostro się powstrzymuję, żeby nie napisać po prostu: chyba pierdolisz. po namyśle, komunikat bardziej ucywilizowany: mnie ten plan PRZERAŻA. Jest dramatycznie krótkowzroczny i zakłada fatalnie przedmiotowe traktowanie człowieka. a w zasadzie dwojga ludzi.

    czy na pewno masz jasność, z kim tak naprawdę walczysz i o co - co jest twoim celem. bo chyba się gdzieś gubi :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) kochana, Ty to jak coś napiszesz :) Zmuszasz mnie tym do refleksji, dziękuję. No ale ja mam obecnie cholerny problem by widzieć, dostrzegać coś więcej.

      Być może to przedmiotowe traktowanie. Być może to zmierza donikąd. Ale przynajmniej odracza na chwilę chęć obżerania się i rzygania.

      Być może jestem zajebiście płytka. Nie wiem. Nie wiem co mogłabym innego zrobić. Chcę być bliżej niego. Zazdroszczę mu tego czym się zajmuje. Zazdroszczę mu tego z jaką swobodą podchodzi do pacjentów, do mnie i że to do mnie trafia. Chciałabym mu się przyglądać, uczyć od niego. Kiedy na niego patrzę, kiedy go słucham czuję bijącą od niego radość i sens życia. Chciałabym się karmić choć okruchami tego. Tak, jestem cholernym pasożytem.

      Usuń
  2. Przeczytałam twój blog jednym tchem. Dziewczyno masz talent literacki. Nigdy nie myślałas o pisaniu czegoś wiecej niż dziennik? Jako matka dziewczyny z borderem nie wiem jak ci dziękować za przybliżenie mi tego swiata. Sciskam cię, jesteś wspaniałym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. To miłe czytać takie opinie na swój temat. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę siły w zmaganiu się z zaburzeniem córki. Gdybym mogła być jakoś pomocna, pozostaję do dyspozycji.

      Usuń
    2. Kto wie, kto wie... Z informacji które gdzieniegdzie przebijają się z twoich tekstów wynika, że miewamy przybliżone współrzędne czasoprzestrzenne. Może kiedyś ośmielę sie skorzystać z twojej propozycji :-)

      Usuń
    3. I jeszcze pozwolę sobie dodać, że nie do końca zgadzam się z Izą. Akurat w przypadku terapii, kiedy to po drugiej stronie masz profesjonalistę twoja kalkulacja emocjonalna mnie nie razi. Dopóki sobie uświadamiasz na czym polega gra i dopóki twój lekarz pozostaje profesjonalistą. Myślę, że cel masz jasny a rozgrywka odbywa się raczej na poziomie taktyki, nie strategii. Twój pamiętnik dokumentuje, że naprawdę masz potrzebę znajdywania wokół małych punktów zaczepienia aby posuwać się dalej. Z dnia na dzień. Jesteś trochę jak zawodnik na skałce wspinaczkowej, który za każdym razem musi znaleźć odpowiedni punkt zaczepienia, który pozwoli mu nie spaść. Zwykli ludzie na ogół chodzą po ziemi i nie mają na stałe obciążników, które niczym grawitacja są stale obecne. Życzę ci abyś po prostu pokochała tę wspinaczkę skałkową. I swojej córce też...

      Usuń
  3. Czytam Cię już od dawna. I doznaję kolejnych olśnień, niezbyt optymistycznych co prawda, niełatwych, gorzkich i bolesnych, ale ostatecznie cennych. Chyba ;). Podziwiam Twoja samoświadomość. Naprawdę. Niby sama chciałabym ją osiągnąć, ale jednocześnie się jej boję. Bo co z nią zrobię, jak już będzie? Teraz mechanizmy moich własnych zauroczeń stały się trochę bardziej zrozumiałe i przejrzyste. Kolejne fascynacje bez przyszłości, bez szans na urzeczywistnienie, frustrujące, ale bezpieczne, podtrzymujące iluzję, dające energię, kopa do jakiegokolwiek działania, maskujące brak długoterminowego celu. A za nimi jest tylko lęk przed nieuchronną, nie dającą się wytrzymać ani zapełnić pustką. Teraz już ją przewiduję, wiem, że przyjdzie na pewno. Czuję ją coraz silniej, wyraźniej, bliżej. Ratuję się tylko doraźnie kolejnymi "miłościami", żałosnymi, nigdy niespełnionymi. Żyję z dnia na dzień, myśląc, że za rok, za 2 znajdę cel, motywację, sens. Coraz mniej już we mnie nadziei, za to strach coraz większy. Ale dziękuję za tego bloga i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja samoświadomość wygląda na obecną :) Pięknie tu napisałaś o sobie. Ty też dostrzegasz co dzieje się w Twojej głowie. Jeżeli trudno Ci zatrzymać się na chwilę, by wejrzeć w siebie pisz. Pisanie pozwala poddawać analizie pewne rzeczy. Dziękuję, że czytasz mojego bloga, cieszę się, że ta moja bazgranina jakoś pomaga. Z tym celem jest tak, że trudno będzie nam go znaleźć, ale chwytajmy się drobnych rzeczy. Mi to przypomina przechodzenie po kamieniach przez wartki strumień. Nasze małe fascynacje to te kamienie. Póki są, dlaczego mamy z nich nie korzystać :) Ściskam Cię.

      Usuń