wtorek, 19 lipca 2016

Dzisiaj jest dobrze

Leżę na łóżku i straaasznie mi fajnie. Fajnie bo G., bo teraz rozmawiałyśmy na messengerze z A. z Liverpoolu. Tak fajnie się z nią rozmawia. Taka swoja baba jest. Bo wieczorem przychodzi A. a na noc G. I jakoś przez ten dzień przejde chyba całkiem łagodnie. Bałam się, że wyłapię doła tak jak po Liverpoolu. Ale rano z G. o tym pogadałam i jakoś tak sobie zwizualizowałam ewentualne niebezpieczeństwa.
Jutro nie jadę z dokumentami do orzeczenia, wolę iść do pracy i robić robotę niż w jakimś pośpiechu zakończyć ten urlop. Trochę się krygowałam, ale w końcu chwyciłam telefon i zadzwoniłam do B. lekarki, która będzie mnie orzekać. To była partnerka mojego brata, mają razem dziecko. Bardzo miło mi się z nią rozmawiało. I chociaż kiedyś powiedziała, że ze względu na zachowanie mojego brata, który ciągle jej się czepiał, nie będzie utrzymywała kontaktu ze mną, to od czasu do czasu się odzywałam do niej. Raz na rok. Rzadko. A dzisiaj w rozmowie zaprosiła mnie do siebie, że jak będę się wybierać w tamte strony, to żebym dała znać.
W każdym razie uspokoiła mnie, że z tym orzeczeniem to mam czas bo ona i tak teraz na urlop idzie i pierwsze komisje robi 22 sierpnia.
No to sobie odsapnęłam i myśle, a pierniczę nie jadę i nic nie robię. Dobre stosunki z G. (w całym tego słowa znaczeniu :))) poprawiają mi nastrój. Choć przy tym całym borderlajnie mam tak, że czasem uczucia mi sie zamrażają. Nawet potrafię zapomnieć, że on istnieje. A czasem boleśnie wręcz brakuje mi go jak powietrza. A dzisiaj jestem gdzieś po środku. Bez borderlajnowego rozszczepienia.
Mam taką świadomość, że jest. I że jest jakoś inaczej bliżej. Zaplanowaliśmy sobie wspólny weekend. Z rozbawieniem myślę o tym czasie. G. jest zajebiście abstrakcyjny czasem, bardzo mnie to bawi. W tym akurat przypomina mi K. mojego byłego niedoszłego męża. Muszę go tak określać, bo nie był jedynie moim partnerem, jednym z wielu. To był bardzo znaczący związek, w który było zaangażowanych wiele osób. My byliśmy bardzo zaangażowani.
K. dzwonił do mnie jak wróciłam z klubu w niedzielę, bo akurat zjechali do Chałup i schlany opowiadał jaki ma hotel i bar cytuję: "w cipę". :)) Wynajęli cały hotel, bo są to znane osoby, które chciały na spokojnie wypocząć. To są znajomi i rodzina byłej dziewczyny K., z którą mieszka i z którą tu przyjechał. Wiem, bardzo to popieprzone, ale to dobrze. Wtedy moje dziwactwa jakoś blakną wśród takich frików. Wtedy sobie myślę, że różnimy się jedynie tym, że ja jestem zdiagnozowana. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz