środa, 27 lipca 2016

Telefon do mojego terapeuty

Wczoraj jechałyśmy z koleżanką zorganizować jakąś miejscówkę na imprezę integracyjną grupy, którą założyłam na początku wakacji. W trakcie tej imprezy będziemy żegnać A., która wyjeżdża 3 sierpnia z Polski już na stałe.
Tak czy owak umówiłyśmy się z L. nad Wisłą i miałyśmy przejść po drodze wszystkie kluby. Wyszłam z pracy i wsiadłam w tramwaj. Właściwie trudno mi to wytłumaczyć, ale poczułam naturalną potrzebę zatelefonowania do mojego terapeuty. Do mojego byłego terapeuty, tak powinnam pewnie go określać.
Poczułam tę potrzebę ponieważ dotarło do mnie, że po pięciu latach izolacji społecznej, ale też tej związanej z lękiem przed byciem blisko z mężczyzną, nie czuję już tak dużej przynależności do niego - terapeuty, ani on nie musi być jedynie mój.

Myślę, że powodem jest G., który uruchomił we mnie pewien proces. Relacja z nim uwolniła mnie od ograniczeń i lęków jakie chyba (chyba - bo raczej nieświadomie) towarzyszyły mi od tak dawna. Największym problemem był dla mnie seks. Z różnych przyczyn. Bo jako dziecko i nastolatka byłam molestowana, bo ograniczała mnie toksyczna religia, bo potrzebowałam silnych doznań, bo najważniejsza relacja z mężczyzną, którego w jakimś sensie kochałam jako kobieta, była kompletnie pozbawiona seksu.

Bałam się tej płaszczyzny seksualnej właśnie. Bałam się, że nie sprawdzę się jako kobieta. Ale bałam się także swoich chwiejnych emocji. Idealizacji i dewaluwacji tak charakterystycznych dla osób z zaburzeniem borderline. Bałam się, że zostanę odrzucona, a gdybym się zaangażowała, to może cierpienie byłoby nie do zniesienia. Bałam się, że ja będę odrzucać i ranić.

Z G. jest tak, że mogę mu napisać, że dzisiaj jest ten dzień, gdy szaleję na jego punkcie i strasznie cierpię z tego powodu (to pewnie ta potrzeba borderlajnowego wchłonięcia)  i jego to nie przeraża, nie ucieka przede mną. Rozumie także te stany, gdy nie znoszę być dotykana, bo nie jestem w stanie przyjąć dotyku. Na szczęście dawno już czegoś takiego nie odczuwałam w jego towarzystwie.

Jest w nim coś takiego, czego nie da się niczym zastąpić. I nie jest w stanie, w mojej fantazji nie posiada takich cech, mój terapeuta. To co na tym etapie dostaję od G. i to po ile jestem w stanie sięgnąć coś we mnie zmienia, prowadzi w dotąd nieznanym kierunku. Zrobiłam się ciekawa tej relacji, tego jak się rozwinie.

Mój terapeuta odebrał telefon:
- Dzień dobry panie M. z tej strony ...  (ja)
- Dzień dobry Pani ... (ja)
- Nie przeszkadzam panu w tej chwili?
- Nieee... (przeciągnął mój terapeuta jakby ze zdziwieniem)
- Panie M. Pomyślałam, że to dobry czas żebym mogła się z panem pożegnać. Minęło kilka lat i uważam, że pewne sprawy związane z pana osobą dla mnie nie zostały domknięte. Kiedy kończyliśmy terapię dał mi pan czas do grudnia, ale wycofałam się w październiku, bo pewne emocje były dla mnie nie do udźwignięcia. Żyję z tymi nieprzeżytymi emocjami przez te wszystkie lata. Myślę, że nadszedł czas, gdy jestem gotowa je przeżyć, że potrzebuję się z panem prawdziwie pożegnać. Co pan o tym sądzi?
- Pani ... (ja). - powiedział mój terapeuta - Jestem teraz na urlopie. Proszę zadzwonić do mnie na początku września. Ja w tym czasie pomyślę, niech pani pomyśli...
- Panie M. - weszłam mu w słowo - żeby wszystko było jasne. Nie chcę dalszej terapii. Potrzebuję zakończyć tę, która była. Proszę mi dać dwa miesiące i dwie sesje w tygodniu.
- Dobrze. Porozmawiajmy o tym we wrześniu. Proszę niech pani do mnie zadzwoni.
- Dziękuję.To dla mnie bardzo ważne.
- Rozumiem. Do usłyszenia Pani ... (ja)
- Do usłyszenia.


I tak wyglądała nasza rozmowa. Kiedy wybierałam numer, nie czułam się ani zdenerwowana, ani spięta. Nie przygotowywałam w myślach mowy. Po prostu poczułam coś tak naturalnego, połączonego z poczuciem bezpieczeństwa, bez lęku przed oceną, przed odrzuceniem. Poczułam coś dojrzałego w sobie. Dlatego gdy odebrał telefon nadal byłam sobą. Ta rozmowa zdjęła ze mnie jakiś bezsensowny ciężar, który nosiłam przez te długie lata bez niego. Dobrze było usłyszeć jego miękki, troskliwy głos.

Przez następną godzinę cieszyłam się jak dziecko. Mój tata żyje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz