sobota, 25 lutego 2017

Nie wiem czy dam radę.

Byłam na urodzinach matki. Wszystko poszło ok, ale chyba kosztowało mnie to mnóstwo energii, której nie mam, więc jest jeszcze gorzej.
Zostałam dłużej i wracałam do Warszawy nad ranem. Przyjechałam, wzięłam prysznic, nastawiłam budzik, żeby przespać się jakieś dwie godziny, wzięłam setkę ketrelu i zasnęłam. Budzik dzwonił, a ja go przestawiałam, przestawiałam, aż w końcu nie poszłam do pracy. Nawet nie zadzwoniłam do pracy, żeby powiedzieć komukolwiek, że mnie nie będzie. W naszym dziale nie było nikogo, pracy od groma, a ja nie poszłam. W poniedziałek powiem o tym L.

Spałam cały dzień, całą noc i tak do rana. Z przerwami na pranie zaszczanej przez Zyźka pościeli i materaca, bo smród był niemiłosierny.

Grzesiek jest zmęczony moim stanem. Rozmawialiśmy dzisiaj przez chwilę, a raczej to ja do niego mówiłam. Nie spędziliśmy ze sobą normalnie czasu od dwóch tygodni. Dzisiaj wpadł po siedemnastej. Ja czuję się kiepsko a on nie wiem, chciał chyba spędzić wieczór jak większość naszych wieczorów, leżąc przed tv. Ale ja tak leżę cały czas. W brudzie, nie umyta, w zaszczanym, śmierdzącym mieszkaniu.

Powiedział, że wytwarzam nieprzyjemną aurę. To pewnie dlatego nie przyszło mu do głowy, że mógłby coś zaproponować, tak żeby mnie z tego marazmu wyrwać. Jakieś gotowanie, wspólny obiad lub kolacja. Powiedziałam mu, że ciężko mi się do czegokolwiek zmotywować, że nie za bardzo mi zależy na tym by myśleć jak możemy spędzić czas. Wiem tylko, że tęsknię za nim i na niego czekam, a on po tak długim niewidzeniu się, przychodzi wieczorem, leżeć przed tv.

To nie jest niczyja wina. On nie musi radzić sobie z osobą w żałobie, nie musi w ogóle sobie radzić i wykazywać się inicjatywą. Ja nie wiedziałam, że będę tak cierpieć. Chciałabym żeby to się już skończyło.

Powiedziałam mu, że kiedyś to było normalne, że wpadał, gotował coś, było przyjemnie. Stwierdził, że wtedy pił, co oznacza, że miał więcej weny i entuzjazmu. Nie powiedział tego złośliwie. Wierzę, że tak było i rozumiem, że trzeźwość to jeszcze dla niego trudna rzeczywistość.

Powiedziałam G., że go nie zatrzymuję. Chcę żeby się zastanowił nad tym co właśnie powiedziałam i nad stanem w jakim mnie widzi. Powiedziałam, że może iść do domu, jeśli nie podoba mu się taka atmosfera. Wyszedł.
Mówilam mu, że żałoba trwa dłużej niż dwa tygodnie czy miesiąc, ale on już ma mnie takiej dość.
Cóż, nikt tego nie planował. Jeśli on odejdzie, to odejdzie. Nie musi sobie z tym radzić. Nikt nie musi sobie z tym radzić.

Jeszcze bardziej będę usychać z tęsknoty za Cześkiem i Nokią, mając przekonanie, że miałam w życiu tylko je. Boże jak ja za nimi tęsknię.

Nachodzą mnie myśli pełne rezygnacji. Dzisiaj przyszły myśli samobójcze. Tym razem nie musiałabym wytrzymywać dla kotów. Te ktoś przygarnie. Nie obchodzi mnie to.
Jestem zmęczona pracą. Jestem zmęczona wszystkim.
Grzesiek powiedział, że ciągle to powtarzam. Tak. Jestem bardzo zmęczona.
Najbardziej niszczy mnie poczucie winy, że wzięłam Zyźka bez świadomości jaki to będzie dla nich stres. Stres, który doprowadził do ich zachorowania i śmierci.

Nie umiem sobie tego wybaczyć.
Nie umiem bez nich żyć.

7 komentarzy:

  1. G. jest zmęczony Twoim stanem?
    Nie skomentuję tego po prostu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak powiedział. Powiedziałam mu, że może pójść do domu jeśli tak czuje i żeby pomyślał nad tym wszystkim co tu zobaczył.
      Wyszedł.

      To już nie kwestia partnerstwa, ale przyjaźni.

      Usuń
  2. Pewne Twoje odczucia, myśli, o których tu napisałaś, są mi tak bardzo bliskie, nawet nie myślałam, że ktoś też wytrzymuje dla...

    Dlaczego upierasz się, by nie brać antydepresanta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem. Tego nie umiem wytłumaczyć. Może to jakiś rodzaj sabotowania swojego samopoczucia. Poza tym musiałabym jechać do lekarki po receptę, a ostatnio gdy się u niej zjawiłam bez uprzedzenia powiedziała ze złością, że przekraczam granice. Powiedziała to jak do osobo z bpd. Nie wiedziała, że przyjechałam po benzo, bo już psychicznie nie wytrzymuję. Nie chcę do niej wracać. Byłam rozstrzęsiona i zrozpaczona i na dzień dobry usłyszałam takie słowa. Nie wiem. Mam poczucie, że nie mam wsparcia lekarki i terapeutki. Ona też kazała opowiedzieć mi co się stało, potem stwierdziła, że czas się skończył i że gdyby coś się działo, to żebym się odzywała. A ja właśnie przyszłam do niej po pomoc i nie po to by jej opowiadać co się stało ale po to, żeby powiedzieć, że te emocje są tak silne, że nie radzę sobie z nimi.

      Usuń
    2. Ale Twój kot też odszedł i Twój najlepszy przyjaciel. Mam na myśli dwie osoby. Dla kogo teraz wytrzymujesz?

      Usuń
  3. Gówniana to lekarka. Żeby nie powiedzieć dosadniej. Jej słowa są niedopuszczalne, gówniany człowiek po prostu. Taka sama terapeutka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, mój staruszek kot jeszcze przy mnie jest. Wytrzymuję dla niego.

    OdpowiedzUsuń