piątek, 14 lipca 2017

Nie chodzi o to jak, ale z kim.

No dobrze. Poukładałam co się dało. Gdybym nie przeszła terapii kompletnie nie potrafiłabym radzić sobie z takimi sytuacjami, z takimi emocjami. Nie potrafiłabym zrozumieć emocji i punktu widzenia drugiego człowieka, nie potrafiłabym zrozumieć swoich emocji, głównie tych moich wszystkich ucieczek, które prowadzą do zatracania się, opuszczania siebie.

Ten syndrom porzucenia jest we mnie bardzo silny. Tak bardzo, że nie potrafię kochać, przyjaźnić się, być z kimś związana w zdrowo emocjonalny sposób. Nie potrafię tęsknić w zdrowy sposób. Chyba już nigdy niczego nie stworzę i nikogo nie pokocham. 

Wiem, że przez to jak bardzo siebie chronię przed zranieniem stałam się samolubna, egoistyczna a co za tym idzie niedostępna, kontrolująca otoczenie, czasem wręcz silnie na to otoczenie wpływająca. Staram się kontrolować te swoje cechy tak by nie ranić innych ludzi. Stąd moje życie, moje kontakty z innymi, zawodowe, prywatne są bardzo zachowawcze. Moją silną potrzebę kontroli otoczenia nauczyłam się realizować przez te wszystkie moje kajaki, pikniki etc. Przez takie a nie inne kontakty z ludźmi, jestem w stanie kontrolować bezpieczną dla mnie odległość bycia w relacji z drugim człowiekiem. 

Chciałabym jak najmniej krzywdzić innych i chciałabym, by i oni mnie nie krzywdzili. 
Być może chciałabym żeby ktoś mnie pokochał, jako partner czy przyjaciel ale zupełnie sobie nie wyobrażam sytuacji, że mogłabym się związać z kimś z kim będę czuła się bezpiecznie, bez poczucia, że muszę kontrolować tę drugą stronę, jakiś stopień jej zaburzenia, czy nieświadomości pewnych mechanizmów, które na dłuższą metę zniechęcają, oddalają.

Terapia mnie ozdrowiła, ale bardzo osamotniła. Gdzieś po drodze poznałam parę osób, ale z nikim się nie zaprzyjaźniłam. Poznałam G. i A. A. wyjechała, a ja nie umiem utrzymywać kontaktu na odległość. Choć gdybym miała pracować nad jakąś relacją to właśnie powinnam nad tą. Bo to bardzo cenna osoba i dużo się od niej uczę, uczyłam. Od G. oczekuję już tylko spokoju i mam jeszcze odrobinę cierpliwości i poczucia sensu, że mogę mu jeszcze coś od siebie ofiarować, żeby żyło mu się lepiej. Zaś od niego potrzebuję już bardzo niewiele. W tej relacji wybieram swoją samotność. 

Tak. Powinnam odezwać się do A. 

2 komentarze:

  1. Nie poddawaj się... Ja walczę nadal nie wiem gdzie mnie to zaprowadzi ale chyba warto.... Buziaki

    OdpowiedzUsuń