środa, 26 lipca 2017

Szybka analiza

Może dzisiaj napiszę tylko, że jakoś dałam radę, a było ciężko. Aby do piątkowego wieczoru. Muszę dużo spać. Muszę odpoczywać. Jestem bardzo zmęczona. Może w weekend przejrzę co pisałam tu na blogu przed załamaniem na przełomie 2012/2013 roku. Bo wtedy chyba też ciągle narzekałam na to zmęczenie, a potem stało się to, co się stało.

Wydaje mi się, że starta kotów wywołała podobny zestaw destrukcyjnych mechanizmów jak utrata terapeuty i zakończenie terapii w 2011 roku.  O ile tamto załamanie przyszło mniej więcej po roku, tutaj poszło jeszcze szybciej, bo w międzyczasie G. postanowił odejść (stwierdził, że moja rozpacz to dla niego za dużo, wtedy właśnie postanowiłam zająć się ratowaniem tego związku i odcięłam się od żałoby), dwa miesiące później straciłam lekarza prowadzącego (lekarka przestała pracować w poradni na NFZ, a mnie nie stać na lekarza prywatnie), a na koniec, gdy dwa tygodnie temu rozsypałam się psychicznie, G. postanowił obrazić się na tę sytuację i pił przez cztery dni z kolegami, potem już sam, a ja leżałam w łóżku zlękniona i samotna. Poza tym w pracy było mi bardzo ciężko, ciągle goniące terminy, bardzo dużo różnych zadań, a każde z innej beczki, brak urlopu, stres, zmęczenie.

To wszystko musiało mnie złamać. Boję się, że to jeszcze nie koniec i dopiero przyjdzie czas rozsypania się i rozpaczy. Tak mi się wydaje. Dlatego potrzebuję profesjonalnej pomocy. Może da się to zatrzymać.




3 komentarze:

  1. Nie to, żeby Cię dobijać, ale nie zastanawiałaś się nigdy nad tym, że przewodnim tematem większości Twoich wpisów jest wątek: ktoś (!?) się musi mną zaopiekować, mnie wesprzeć, uratować, zrozumieć, odciążyć, pokierować, utulić, pomóc mi, zająć się mną... A może wcale nie musi...??? A może "życie nie tylko po to jest by brać..."? A może Twoje cierpienia to nie jest cały świat (chociaż robisz wszystko, żeby wg tego schematu żyć)...?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez komentarza... (chodzi o wpis anonimowego)

    OdpowiedzUsuń