poniedziałek, 31 lipca 2017

Winna

Dzisiaj znów strasznie tęsknię za nimi. Tak, że boli mnie całe ciało.
Wydaje mi się, że gdzieś podświadomie czuję się winna. Myślę, że przyczyniłam się do ich śmierci.
Czy ten ból kiedyś minie? Ta tęsknota?
Nie umiem się niczym cieszyć. A przecież w zeszłym roku czułam, że jestem w swoim życiu najdalej niż kiedykolwiek.
Potrzebuję ich. To była moja rodzina. Nigdy nie miałam nikogo tak blisko.

Myślę, że to moja wina. Myślę, że nie dam rady odbudować siebie na nowo.
Gdybym miała więcej czasu na pożegnanie się z nimi. Gdybym była bardziej uważna, czujna.

Myślę, że je zabiłam. W swojej głupocie straciłam to co najważniejsze. Jestem złem. Jestem siłą, która w swojej destrukcji niszczy wszystko co dobre i piękne.

4 komentarze:

  1. Pisałam kiedyś, że to żałoba. Przychodzą straszne chwile, ból, wyrzuty sumienia - niezależnie, czy się tak naprawdę było winnym, czy nie. Pamiętasz mego Przyjaciela? Dziś wiem, co powinnam była zrobić, co być może uratowałoby Go. Być może. Czasem jest lżej. A czasem upiornie.
    Teraz też zadaję sobie pytanie, czy gdybym nie przygarnęła bezdomnego kociaka, mój M. by zachorował. Nie wiem. I Ty nie wiesz, co u Nokii i Czesia było przyczyną. Możemy myśleć, przypuszczać, ale nie wiemy. Ale w takich chwilach wszystko jest czarne.
    Jedno wiem - ani tamten kociak, ani Zuziek nie jest winny... Pokochał Cię. Potrzebuje Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ja nie obwiniam Zyzia. Absolutnie. No bo jak?
      Tu chodzi o moją nieodpowiedzialność, na nie liczenie się z uczuciami Nokii i Czesia. Były tak zestresowane, gdy Zyzol się pojawił. A ja nic z tym nie zrobiłam.

      Druga rzecz to taka, że myślę, że to jest taka żałoba, jakby tych dwoje zabrało ze sobą całe ciepło i bliskość jaką ofiarował mi świat. Przede wszystkim akceptację, oddanie, miłość. Słowo Kocham. Mogłabym powtarzać je bez końca. Ciągle im to mówiłam. Byliśmy jednym stadem. Teraz nie mam nic. Nie wiem czy z tego można się podnieść.

      Wciąż mam je przed oczami i te żywe, żywiołowe, kochane i umierające, zastygające....

      Usuń
  2. Boję się tego strasznie, przeraźliwie.
    Były zestresowane, to w takim wypadku normalne, co miałaś zrobic? Czekałaś, że się oswoją, zżyją.
    Jeśli to był wirus, można go teoretycznie przynieść do domu na butach. Tak mówi wet.
    Myślę, że można zmniejszyć ten piekielny ból, w naszym wypadku dzięki tabletkom. Pamiętasz? Prosiłam kiedyś, żebyś brała regularnie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Druga rzecz, kiedyś odeszłyby i tak... Dla nas to niewyobrażalne cierpienie. Niewyobrażalne dla innych, którzy mieli choćby w miarę normalne dzieciństwo, mają choćby jedną bliską osobę...

    OdpowiedzUsuń