wtorek, 20 grudnia 2022

Ratując terapię

Mam jeszcze kilka godzin do sesji. Próbowałam kilkakrotnie napisać wiadomość do psychotraumatolog, która czasem mi pomaga i niestety tę wiadomość cały czas kasuję. 

Na jej stronie internetowej znalazłam coś, co może mogłoby pomóc. Cytuje tam słowa psycholog Anny Salter: 

dysocjacja jest najpotężniejszym środkiem unikania bólu (…) pojawia się w sytuacji, kiedy traumie nie można ani zapobiec, ani jej psychicznie przetrwać, ani przed nią uciec. Jeśli ciało nie może się wyrwać, robi to przynajmniej umysł i dusza. Istotą dysocjacji jest – co wynika z semantyki – rozłączenie. Jest to proces separacji, który wskazuje raczej na swoje podłoże niż na zawartość, która może być różna. Dysocjacja może przebiegać między poczuciem własnego „ja” a ciałem (doświadczenia spoza ciała, analgezja), między poczuciem „ja” a poprzednimi tożsamościami (fugi dysocjacyjne, zaburzenie osobowości wielorakiej), między poczuciem „ja” a bieżącymi okolicznościami (wycofanie, retrospekcje, zamknięcie), między poczuciem „ja” a przeszłością (amnezja), czy między poczuciem „ja” a emocjami (odrętwienie / stupor).

I dodaje: 

Salter za mocną stroną dysocjacji uważa to, że skutecznie odcina ofiarę od traumy, a za słabą, że odcina ją też od całej otaczającej rzeczywistości.

To ostanie zdanie może tłumaczyć dlaczego nie mogę sobie poradzić tu i teraz z tym co przeżywam. 

W innym miejscu na jej stronie, czytając o autoagresji fizycznej, która akurat mnie nie dotyczy, ale za to ta psychiczna ma się u mnie bardzo dobrze, przyszło mi na myśl, że to całe zamieszanie, które ma miejsce, może być sposobem na redukowanie napięcia. Wydaje się to całkiem logiczne. 

Właściwie wszystko co do tej pory przytoczyłam w tym wpisie czy w poprzednich ma dla mnie logiczne uzasadnienie i wygląda na to, że mnie rzeczywiście dotyczy. Przecież doskonale wiemy, że gdy już dochodzi do kryzysu jakiegokolwiek, powodów jest więcej niż jeden. 

Teraz muszę być mądra, jak to tylko możliwe i tę wiedzę wykorzystać żeby ratować moją terapię. Muszę przywołać taką część, która przyjdzie bez dyskutowania i wchodzenia w jakiekolwiek emocje powie STOP.

Może pomogą mi słowa, które wypowiedziała inna terapeutka, tym razem od pracy z ciałem. Powiedziała do mnie ostatnio: "Nie musisz wcale wierzyć w to zdanie. Po prostu je wypowiedz."

Pamiętam, że wybuchłam płaczem ze złości, z niezgody na to, że mam być dla siebie dobra. I to właśnie była złość tej części, która nie chce mi pomóc. 

Może dzisiaj mojej terapeutce podobnie powiem wszystko co trzeba, nie dlatego, że w to wierzę, tylko, że mam takie zadanie. 

Nazwijmy tę część moją Perfekcyjną. Która ma jedynie takie zadanie by być jeszcze lepszą od siebie. Bez większego wnikania teraz do czego mi to potrzebne. Perfekcyjna po prostu idzie do przodu, a nie się cofa i niszczy. Perfekcyjna współpracuje, słucha, uwzględnia zdanie i opinie innych. Perfekcyjna ma swoją godność i nie pozwala sobie na niekulturalne zachowanie. Perfekcyjna szanuje siebie i innych. Nigdy się nie złości i nie gniewa, ponieważ patrzy głębiej. Perfekcyjna, perfekcyjnie używa słowa przepraszam, naprawia błędy, które popełniają inne moje części. Perfekcyjna służy pomocą innym ludziom. Jest dla nich ogromnym wsparciem. Czasem dosłownie ratuje im życie. 

Moja Perfekcyjna pisze ten blog i próbuje na swój Perfekcyjny sposób zażegnywać moje kryzysy. Przecież właśnie po to tu wróciłam i po to znów piszę. Dlaczego chcę teraz pójść za tym destrukcyjnym głosem? Perfekcyjna nigdy by się na to nie zgodziła. 

2 komentarze:

  1. Perfekcyjna jest wspaniałym Człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym w to wierzyć, ale ona bardziej wygląda na wymyślonego przyjaciela, który pozwala mi przetrwać niż na człowieka. Mimo to, mogę przyznać, że naprawdę jest spoko. :)

      Usuń