niedziela, 4 marca 2018

Wczoraj było dużo lepiej niż zwykle. Koło 16-tej podniosłam się z łóżka i sprzątnęłam mieszkanie w znacznym stopniu. Zmywarkę puściłam ze środkiem czyszczącym. Z kotami bawiłam się dłużej niż zwykle.
Strasznie ciężko mi to wszystko przyszło, spociłam się, zmęczyłam. No ale nie dziwo, bo nie ruszam się prawie wcale i opycham cukrem.
Potem wzięłam prysznic, jakiś pilling na twarz, serum, kremy, balsam do ciała. Czyli więcej niż zwykle. Potem do sklepu i zamiast cuksów, serek wiejski i dżem z pomarańczy i gorzką czekoladę. Jabłko jakieś zjadłam w ciągu dnia, dwa banany, zmieliłam czy jak mnie uczono w podstawówce, zmełłam sezam z ziarnami słonecznika i dosypałam trochę ksylitolu i też wchłonęłam. Potem ciecierzycę ugotowałam do podjadania. Generalnie byłam zadowolona z dnia, ale muszę mniej słodkiego i mniej pieniędzy wydawać. Bo tak to w połowie miesiąca już nie będę miała środków przeznaczonych na jedzenie. A brak pieniędzy to jeszcze gorszy dół i tak wszystko się zapętla.

Dzisiaj chciałam już w ogóle bez cukru, ale ciągnie mnie jak cholera. Im bardziej myślę, żeby się nie poddawać, tym bardziej łapię doła. Trzyma mnie jako tako myśl, że już bardzo dużo wydałam pieniędzy, a jeszcze nie wiadomo ile pójdzie na koty. Muszę iść na przegląd zębów, bo dwa miesiące opychania się słodkim i częste pomijanie mycia zębów mogło się skończyć próchnicą.
Może gdybym usłyszała ile zębów mam do leczenia, to byłoby kopem w dupę, bo nie znoszę mieć próchnicy. Mimo, że tyle lat choruję na bulimię z prowokowaniem wymiotów, po zębach tego nie widać. Zawsze starałam się o to dbać.

Tak czy owak, znów przyszedł moment, gdy nie radzę sobie jedzeniem i ciężko mi to opanować.
Nie radzę sobie z emocjami wynikającymi z powstrzymywania się od tego co mnie koi i tego co kryje się pod tym głodem.
Z drugiej strony to, że tyję i utyłam tak bardzo, sprawia, że wstydzę się komukolwiek pokazać. Może bardziej to jest powodem unikania ludzi niż depresja i zawód jaki sprawiły mi pewne osoby. Pisane kontakty wychodzą mi lepiej. Mam kilka osób, z którymi cały czas jestem w kontakcie. Wiedzą, że jestem w kiepskim stanie, nie wstydzę się o tym pisać, ale nasz kontakt skupia się zupełnie na innych sprawach, choć to raczej takie wspierające tematy. Nikt mnie nie naciska na spotkanie, ale też zachęca do niego, jednocześnie dając mi komfort odmowy.

No a dzisiaj chciałam dokończyć sprzątanie mieszkania, ale jeszcze jestem trochę zastygła i przez ten dół cukrowy nie chce mi się robić czegokolwiek. Pranie wstawiałam, z kotami chwilę się bawiłam. Dobrze by było żebym dzisiaj wytrzymała. Jutro będzie poniedziałek i znów zacznie się tygodniowy stres i myślenie o tym jak uratować swoje życie. Więcej niepokoju a co za tym idzie potrzeba redukowania go. Weekendy dają mi wytchnienie.

Matko, jak wytrzymać ten głód? Może jak wytrzymam to jutro będę z siebie dumna i ten tydzień jakoś bardziej optymistycznie rozpocznę.

3 komentarze:

  1. Objadałam się słodyczami, żeby wytrzymać życie. Szalony wilczy głód. Przytyłam kilkanaście kg, rozwaliłam zęby, cholesterol, cukier, ale już po balu. Nie pomyślałam wtedy o jakichś preparatach hamujących głód na słodycze, może by coś dały, przynajmniej można było spróbować.
    Trzymaj się,
    sowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ten głód jest najgorszy. Boję się pomyśleć jakie szkody w moim organizmie wyrządziło objadanie się samym cukrem właściwie. Widzę tylko kilogramy i ogromny cellulit. Antydepresant, który biorę (escitalopram) hamuje ośrodek głodu, ale nie mogę do niego wrócić, bo znów wróci drażliwość, albo znów w coś się wkręcę i wydam pieniądze. A jak obecnie u Ciebie z jedzeniem i słodyczami?

      Usuń