środa, 28 marca 2018

Wczoraj i dzisiaj nie objadałam się, choć było bardzo ciężko. Ale za to byłam wczoraj na zakupach ciuchowych, bo jednak nie mam w czym chodzić, spodnie i jakieś koszulki kupiłam. A dzisiaj byłam na piwie z Grześkiem, który zaoferował swoją pomoc i towarzyszył mi po południu, tak żebym nie rzuciła się na jedzenie. Stąd wyjście do Kici, osiedlowej klubokawiarni.
Jedno i drugie oczywiście także wiązało się z wydatkiem pieniędzy, ale próbowałam kompensować swoje deficyty w nieco inny sposób, no i przede wszystkim chciałam odwrócić uwagę od jedzenia.

Wczoraj miałam psychoedukację i mogłam porozmawiać o zaostrzeniu choroby i bulimii z p. Joanną.
Przerobiłyśmy częściowo rozdział dotyczący związku między myślami a emocjami.
To było bardzo ważne ponieważ mój lęk wywołują konkretne myśli związane z pracą. To dlatego postanowiłam zdobyć się na nieprzyjemną ekspozycję i skonfrontować swoje katastroficzne obawy z realną sytuacją w pracy spotykając się z L.

Zrobiłam tak jak pisałam na blogu wczoraj. Zadzwoniłam do L. i uprzedziłam, że chcę przyjechać do firmy by podrzucić zwolnienie i podpytać o sytuację na "froncie". Spotkałyśmy się na moją prośbę na dole przy recepcji. Wyściskałyśmy się na powitanie, a potem wypytałam L. jak się miewa, jak sobie radzi w tym gorącym okresie. Odpowiedziała, że ruszyli mocno z przygotowaniami do majowej imprezy, poza tym ciągną się inne projekty, ale ogólnie dają radę.
Nie udało mi się ustalić tego z lekarzem, ale powiedziałam L., że chcę wrócić w połowie kwietnia. Na to L. poprosiła, że gdy już będę wiedziała o terminie powrotu, to żebym dała znać, bo muszą przemeblować pokój, by zmieściło się jeszcze jedno biurko.
Spytałam czy dziewczyna, która przyszła na moje zastępstwo zostaje z nami i okazało się, że tak.
Zatem część moich obowiązków i L. się rozłoży!!! :) Ucieszyłam się tak bardzo, że jeszcze raz wyściskałam L.

Gdyby nie moja niedyspozycja, raczej szybko nie miałybyśmy szansy na dodatkową osobę. Po części, że L. z racji jej osobowości, trudno było negocjować dodatkowe stanowisko z prezesem, którego na dodatek niefortunnie nauczyła, że trzy osoby wykonują niekiedy pracę za sześć. Teraz będzie nas czwórka przynajmniej, bo jeszcze jest M., którego obowiązki częściowo zazębiają się z naszymi, ale nie zawsze.
Ja nie mogłam ominąć L. i iść sama do prezesa, a moja prośba o dodatkową osobę była przyjmowana do wiadomości, co nie wynikało z nieprzychylności, tylko z nieumiejętności L. proszenia o pomoc.
Ostatecznie, chcąc, nie chcąc, moja choroba postawiła pod ścianą i mnie, i L., i w konsekwencji prezesa. Takie szczęście w nieszczęściu.

Doświadczanie nauczyło mnie, by wyjaśniać sytuacje, które powodują dyskomfort. Nie zawsze jest to możliwe, ale w tym wypadku było oczywiste, że muszę przezwyciężyć lęk przed konfrontacją i upewnić się jak obecnie wygląda sytuacja w naszym dziale i pośrednio moja.
Kwestia pracy stała się absolutnym priorytetem, ponieważ ten paniczno-histeryczny lęk zaczął rujnować mnie fizycznie, psychicznie i finansowo. Możliwość spotkania się z L. jej głos, mowa ciała, słowa, pomogły mi upewnić się, że wszystko jest pod kontrolą.

Co ciekawe lęk zmalał, ale nie zniknął. Napięcie, chęć objadania się, pobudzenie, zmalały, ale nie zniknęły. Być może dlatego, że przybrały już postać chorobową i potrzeba czasu by wyrównać ten
stan. Poza tym, prawdopodobnie poprawi mi się tak już znacząco, gdy wrócę do pracy i odnajdę się w niej na nowo.

Gdy spędziłam dzisiaj czas z Grześkiem, było mi lżej, bo gdy się na niego nie wkurzam, a on na mnie, komunikujemy się ze sobą bardzo swobodnie, głównie śmiechowo. Przebywanie wśród osób z oddziału też znacząco mi pomaga. To akurat dzięki temu, że znalazłam swoje miejsce w grupie, która mnie zaakceptowała i jakoś tak chyba doceniła.
Jutro mamy wielkanocną imprezę na oddziale. Każdy z nas przynosi ze sobą jakąś potrawę, szpital zapewnia gorący posiłek i coś tam jeszcze. Przez cały dzień zajęć będziemy świętować.
Poza tym dzwoniła moja siostra (chyba wczoraj??) i zaprosiła mnie na święta, ale o tym napiszę jakoś w wątku rodzinnym, do którego się powoli zbieram.

Ach, i jeszcze jedno. Bardzo ważne! Czynsz za marzec mogę rozłożyć!!! Na kwiecień, maj i czerwiec plus oczywiście pełna kwota za każdy miesiąc :) Także nie pójdę z torbami. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.

2 komentarze:

  1. Super, że dałaś radę!
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też się cieszę, że przezwyciężyłam swoje lęki.
      :)

      Usuń