wtorek, 20 marca 2018

Wczorajsze pomieszanie było tylko zapowiedzią potężnej erupcji. Widząc jak niespokojna jestem wzięłam przed snem dodatkową, potrójną dawkę leku przeciwpsychotycznego. Mój pobudzony mózg nawet jej nie zauważył.
Położyłam się spać. Wszystkie myśli i obrazy były oskarżające i wrogie. Na nic się zdało poszukiwanie jakiejś kotwicy, która pomogłaby mnie ustabilizować. Nie mogłam się przebić przez mrocznego demona, który mnie opętał. Czułam niepokój, ogromne napięcie. Myśli piętrzyły się, zalewały. Pojedyncze słowa, rozbudowane zdania, obrazy, mnóstwo obrazów z mojego całego życia.
Zaczęłam wykonywać dziwny ruch ręką. Tak jakby mnie to miało uspokoić, czy coś w tym rodzaju. Starałam się powtarzać sobie, że nie mogę się tym stanem nakręcać, ale zalew emocji nie pozwalał mi na dłużej utrzymać tej myśli. Tak jakby głowa postanowiła zwariować bez mojej wiedzy. Ale tak chyba właśnie do tego dochodzi, gdy tracimy resztki racjonalności.

Wewnętrzna walka jaką ze sobą toczyłam, pozwoliła mi zauważyć, że jestem podzielona na trzy części. Tę, która się bardzo bała, tę która zajadle atakowała, i tę, która miała w sobie spore pokłady racjonalności, choć obecnie mocno ograniczonej. Tę ostatnią nazwałam Sobą. Było jej najmniej.
Często traciłam z nią kontakt, na rzecz tej, która się poddawała z lęku, bezradności, pod wpływem oskarżeń tej trzeciej. Trzecia chciała nam udowodnić, że już nic się nie da zrobić z moim życiem.
Przywoływała konkretne argumenty, z którymi możliwe, że mogłabym polemizować, ale wcześniej musiałam dotrzeć do tej przerażonej, irracjonalnej części, która najbardziej mnie zaburzała. Wiła się, krzyczała, zawodziła. W chaosie tej histerii, nie mogłam jasno myśleć. Próbowałam zachować kontakt ze sobą na dłużej, ale były tak silne, że znikałam czasem na długie minuty. Gdy wynurzałam się na powierzchnię szukałam jakiejś podpowiedzi, jakiejś myśli, która mnie wzmocni. Tak jakbym nerwowo wertowała ogromną księgę magicznych zaklęć, w poszukiwaniu tego adekwatnego.

Przeskakiwałam po szczątkach zdrowych myśli i wreszcie powiedziałam do siebie a może właśnie do nich na głos: "Ale zaraz! Co właściwie się stało?" I o dziwo wszystko się zatrzymało. Jakby ktoś wcisnął pauzę.
Wtedy zrozumiałam, że mogę mieć nad nimi kontrolę, ale wciąż było mnie niewiele, zbyt mało. I nie wiem, czy to byłam ja, ale to chyba ona, ta, która tak się wiła, zaczęła powtarzać jako echo: Ale co się stało? Co się stało? Co się stało?"
Nie wiedziała. Kompletnie nie wiedziała co się dzieje, a ja nie miałam do niej dostępu, była tak niespokojna. Demon atakował również mnie bolesnymi obrazami z mojego życia, ale on był dużo bardziej spokojny, bardziej racjonalny. Jego oskarżenia dotyczyły konkretnych sytuacji, były wyraziste. Gdyby tamta nie była tak niespokojna mogłabym się z nim zmierzyć. Może mogłam go trzymać na dystans od siebie, ale nie miałam takiej mocy by chronić ją, która, gdy tylko się ku niej zwracałam, ciągnęła mnie w mroczną głębię.

Moja głowa szalała. Ratowała mnie tylko przerywana świadomość, że w całym tym koszmarze jest coś po mojej stronie. Choć bardzo słaba, to jednak zdrowa część, ta która czasem przebijała się na powierzchnię. Pozostało mi wierzyć, że dzięki niej nie zatracę się w tym szaleństwie.

Ogromne wyczerpanie przyniosło sen gdzieś nad ranem. Nie dałam rady pójść dzisiaj do szpitala. Zadzwoniłam z informacją aby odnotowano moją nieobecność. Trzy lub dwie i wylatuję z oddziału.
W sumie nikt nie spytał mnie o powód, ale nie miało to znaczenia. Zasnęłam. Po kilku godzinach znów się przebudziłam i odwołałam psychoedukację.

Zjadłam śniadanie, albo i obiad. Chciałam opisać to co się działo w nocy, bo była to jedna z najkoszmarniejszych nocy w moim życiu.

Dziś jestem bardzo słaba i obolała. One wciąż tu są. Ciekawe jak bardzo.

7 komentarzy:

  1. Czy możesz na oddziale poprosić o leki (nie wiem jak jest na dziennym)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dostajemy leki, a ja je biorę już i tak w dużych dawkach. Ty bierzesz jakieś przeciwpsychotyczne leki? Miewałaś takie dziwne stany?
      Nie wiem co robić, ale to wygląda tak, że chyba trzeba jeszcze bardziej zwiększyć dawkę leku przeciwpsychotycznego. Tylko wówczas jest ryzyko, że w stanach mniejszego pobudzenia będę jak zombie.
      Przez ten wydaje się psychotyczny lęk, nie jestem w stanie nic zdziałać. Tylko kręcę się w kółko, które zaciska mi się na szyi.

      Usuń
  2. To takie smutne, znam takie stany, gdy już sama nad tym nie możesz zapanować, po prostu za dużo się przeszło i w którymś momencie psychika nie wytrzymuje a potem na następne rzeczy reaguje już nieadekwatnie, dziwnie i nie wiadomo, co zrobić, jak nad tym zapanować. Ja mam ostatnio tyle napięcia, lęku i złości w sobie, że nie mogę spać, muzyka, ćwiczenia, nawet żarcie i papierosy nie potrafią mnie rozładować. Czuję, jakbym miała wybuchnąć a jak już wybuchnę to zaleję się depresją.
    Chciałam Cię jeszcze zapytać o ten oddział? Czy myślisz, że to Ci może pomóc? Może nie ten klimat, nie ten terapeuta, nie Ci ludzie? Może terapia indywidualna? A może właśnie leki są teraz kluczowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam odpowiedź do poprzedniego posta. Bardzo mi przykro, też masz bardzo pod górkę. Rodzinnie i finansowo. Nie ma co się dziwić. Brak finansowego bezpieczeństwa obiera odwagę do życia. Ale ogromny plus, że możesz rozpocząć terapię. Terapia zazwyczaj pomaga, no chyba, ze się trafi na marnego terapeutę, albo takiego, który osobowościowo nam nie pasuje.

      Ja powinnam mieć terapię indywidualną od dawna. Właściwie od momentu kiedy umarły koty, cały czas powinnam była mieć wsparcie.
      Teraz myślę, że nawet ten oddział dzienny to za mało. Wygląda na to, że moje myślenie ma jakieś zabarwienie psychotyczne. Jest kilka bezpiecznych tematów, ale generalnie wszystko podszyte jest jakimś zagrożeniem. Dlatego chyba muszą mi podnieść na początek ten lek przeciwpsychotyczny, żeby wyciszyć mój mózg i moją emocjonalność. Jak mi trochę odpuści to pewnie łatwiej mi będzie spojrzeć na moje życie. Teraz wszystko to jeden wielki chaos. Dlatego po wczorajszej nocy, coś mi się wydaje, że nawet rozmowa indywidualna z terapeutą mogłaby mnie zaburzyć. Trzeba mi odciąć myślenie, bo jest chore. Tu chyba tylko pomogą leki.

      Usuń
  3. Nie, nie miałam takich stanów, myślę, że tak, że teraz leki są kluczowe.
    Sowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Jutro poproszę o rozmowę z lekarzem. Tylko zobacz, jakie mam chore myślenie, bo uważam, że nawet on nie będzie potrafił mi pomóc, że może się nie zna, albo powie, że przesadzam, czy coś.

      Usuń
  4. Ale mimo tych myśli porozmawiaj koniecznie.
    Sowa

    OdpowiedzUsuń