czwartek, 20 października 2011

Jakoś sobie radzę

Koszmar. Jestem zmęczona emocjami, zmęczona pracą. Fizycznie opadam z sił, psychicznie wszystko mnie drażni i zaczynam lekko świrować, że znów ktoś coś przeciw mnie... Ech... Zaczęłam się modlić i tak sobie rozmawiam z Bogiem, bo nie wiem kto oprócz mojego terapeuty to moje pomieszanie może jeszcze pomieścić.

Wczoraj byłam na wizycie u mojej lekarki, powiedziałam jej, że bardzo bym chciała móc zrozumieć to co się ze mną dzieje. Na jakiej zasadzie to się odbywa i skąd biorą się te dekompensacje psychotyczne. Powiedziała, że poszuka mi czegoś co nie zamąci mi w głowie. Spytałam ją czy to aby na pewno nie schizofrenia, powiedziała, że nie, że borderline, że właśnie w szpitalu parę lat temu mnie obserwowali już tak konkretnie pod tym kątem i że to to. No dobrze. Znów będę się godzić z chorobą.


Staram się jakoś o siebie dbać, bo to zmęczenie jest bardzo silne. Choć nie mam ataków bulimii to jedzenie sprawia mi dużą przyjemność. Odliczam sobie godziny do kolejnego posiłku. Cieszę się na to, kiedy przychodzi jego pora. Piję dużo kawy z mlekiem. Kocham ją. Daje mi to też jakąś przyjemność no i ta siłownia. Nie wiem czy powinnam iść dzisiaj, ale pójdę chyba, bo to mnie odpręża.

Staram się wcześnie chodzić spać. Mój budzik dzwoni każdego dnia o szóstej, ale zawsze daję sobie jakiś czas na poleżenie. Dużą satysfakcję dają mi koty. Kotka od kilku dni nie sika mi na pościel. Zaczęłam ją trochę chować - pościel. Gadam do tych moich kotów, tulę je, tarmoszę, całuję. Wieczorem siedzę w ciszy. Nie oglądam telewizji, nie słucham muzyki, bo jakoś to mnie męczy. Czuję się tak przepełniona bodźcami, że potrzebuję ciszy. No i esemesuję głównie do moich dwóch koleżanek. Piszę długie esemesy z przemyśleniami. A one coś tam komentują. W pracy w wolnej chwili piszę bloga i trochę piszę na forach. Czasem chodzę po sieci i szukam ciekawych informacji o BPD, które mogę wrzucić na fejsbuka.

Dzięki temu wszystkiemu jakoś się ze sobą układam.

Czuję, że moja pojemność jest ostatnio mocno ograniczona. Ale czuję też, że jestem bardzo silna, nie tak jak kiedyś. Że staram się to moje życie troszkę unosić. Nie zrzucać odpowiedzialności na innych.

Jeszcze dziesięć dni i listopad. Czwartego chcę pojechać w rodzinne strony. Czy się uda, nie wiem, bo jest to dla mnie wyzwanie. Ale, tak jak pisałam wczoraj. Może czas wrócić do rodziny, do domu. Zacząć żyć.

Mój terapeuta miał dobry pomysł z tym zakończeniem terapii. To uruchomiło we mnie wiele ważnych przemyśleń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz