niedziela, 27 maja 2012

Rozważania przy śniadaniu.

No i mamy niedzielę. Poranki jak zwykle wyśmienite. Dobry nastrój, dobra energia. W telewizji jakiś familijny film. Za chwilę postaram się zebrać na siłownię. Dobrze mi to zrobi a popołudniu idę z koleżanką ze szpitala do teatru. Także nie będzie chyba dzisiaj tak źle.

Myślę, że ta dodatkowa tabletka fluoksetyny w południe poprawiła mi nastrój i dodałam energii. Tak myślę, że to to. Nie mogę się doczekać, kiedy ruszę z tą dodatkową pracą. Jestem ciekawa, czy rzeczywiście znajdę chęci do pracy przy tym. A ciekawość to już coś.

Wizyta u psychiatry dwudziestego czerwca, zatem mam jeszcze czas. Mój terapeuta miał dzwonić do mojej lekarki i rozmawiać z nią w sprawie terapii dla mnie, ale lekarka prowadząca mnie w szpitalu radziła odczekanie jeszcze jakieś pół roku z terapią. Tak by się przekonać, czy rzeczywiście jest to konieczne.

Gdy się czuję tak jak dzisiaj to myślę sobie, że dam radę bez wspierania się terapeutą. Gorzej, gdy przychodzi ten stan niemocy i wtedy ciężko mi funkcjonować w miarę zdrowy sposób. Wtedy potrzebuję wsparcia.

Staram się spojrzeć na swoje życie z boku. Mimo, iż jest ono dość samotne, to dobrze mam przecież. Stać mnie na podstawowe rzeczy a nawet niekiedy te niepodstawowe. Zatem nie martwię się jakoś szczególnie o to jak przeżyję miesiąc. Owszem bulimia mnie ograbia z pieniędzy. Obecnie dość odczuwalnie. Głupia ta choroba. Staram się robić wszystko by odciągnąć moją uwagę od jedzenia i szukam czegoś, na czym będę się mogła skupić. Z ludźmi nieszczególnie mi wychodzi. Ale może nie muszę mieć tłumu znajomych.

Unikam niektórych ludzi, żeby się niepotrzebnie nie nakręcać i nie nadwyrężać. Myślę, że teraz po szpitalu potrzebuję dość dużo spokoju, by decyzje, które podejmuję były w miarę rozsądne. Nie zamierzam także robić wszystkiego na raz. Choć często mnie korci.

Lekarka w szpitalu spytała mnie czy jest jakiś sposób bym zaczęła swoją energię wykorzystywać w sposób konstruktywny. Problem w tym, że więcej mocy mają uczucia, które rodzą się z destrukcji. Tak to czuję. A wszystko inne jest dla mnie zbyt zwyczajne. Psucie i niszczenie jest fajne. Ten lęk, chaos, niepewność dają mi możliwość czucia życia. Inaczej nikt mnie nie nauczył żyć, ale postaram się znaleźć coś, co może w jakiś sposób będzie uznawane społecznie za pozytywne a jednocześnie będzie dawało mi satysfakcję.

Coś mi przyszło do głowy teraz. To co robię w życiu to ciągły bunt. Teraz chyba nawet wiem przed czym. Muszę to omówić z pewną osobą.

2 komentarze:

  1. odezwij się do mnie na gazetowy - baabcia
    podeślę Ci link - myślę, że to Cię zainteresuje

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, podeślij proszę na perfekcjonizm@gmail.com

    OdpowiedzUsuń