niedziela, 16 września 2012

Już w domu

Ach... moja Warszawa! Jak dobrze być w domu. Ten wyjazd był ok. Nóżki, rączki, język w gębie mam, dałam radę. Kto mi ten lęk przed wyjazdami zaszczepił? Ja sama?

Jestem wdzięczna za wsparcie mojemu szefowi. Dzwoniłam do niego kilka razy dziennie. Tak się umówiliśmy. Prosił, żebym mu dawała znać jak sobie radzę. Był on dla mnie takim łącznikiem z czymś bliskim i znanym i nie byłam tam tak całkiem obca.

A obca mogłam się poczuć, bo wszystko było nowe i ja nowa, inna. Inny ciuch, inny styl, inne relacje z ludźmi niż na co dzień. Otoczenie inne.

Jestem z siebie cholernie dumna. Teraz tylko muszę ten wyjazd opisać i podsumować rozmowy z Klientami, żebym wiedziała, co z kim ustaliłam. Kolejnym krokiem będzie odezwanie się po raz kolejny. Przygotowanie ofert, umówienie spotkań.

No a jutro mam mieć jakąś rozmowę o pracę, bo dzwonili do mnie ale chyba nie ogarnę tego. Nie dam rady. No a we wtorek spotkanie z Voltą.

Jak się tak mnoży tych rzeczy trochę w moim życiu to i neurotyczność spada znacznie. I potrzeba toksycznej bliskości z P. właściwe zanika.

Oto co przeczytałam dzisiaj w Charakterach do porannej kawy:

"Jeśli z jakiś powodów tego zabraknie [symbiotycznego połączenia z matką w dzieciństwie], bo matki nie ma przy nas albo jest pochłonięta swoimi problemami, na zawsze pozostaje w nas deficyt tej symbiotycznej bliskości. Tęsknota za doświadczeniem zależności i jedności z kimś, kto utuli i da nam wszystko to, czego potrzebujemy."

Kto z Was tak ma? Ja z pewnością. Jestem żywym dowodem na głód owej symbiozy.

Dalej napisano:

"Symbioza jest jak emocjonalny raj, ale nie można w niej pozostać na stałe. Wypędza nas z niej ciekawość świata i pragnienie, by narodzić się jako odrębna osoba."

I dalej pojawia się ciekawy mechanizm, który na sto procent stosuję:

"(...) po drodze nieuchronnie pojawia się konflikt. Z jednej strony pociąga nas świat, nogi niosą coraz dalej, gna chęć zaznaczenia swej autonomii. Ale im bardziej oddalamy się od matki, tym bardziej narasta lęk. Chciałoby się zawrócić, znów przylgnąć do matki, poczuć jej kojącą bliskość. Ale wtedy ogarnia nas przerażenie, że stracimy tę swoją, dopiero uzyskaną, kruchą autonomię, swoją intymność. Przywołujemy matkę a kiedy przybiega - odpychamy ją"

No i konkluzja:

"Jeśli nie uda nam się od rodzica do końca odseparować, jeśli pozostanie w nas przekonanie o kruchości wewnętrznych granic i obawa o własną intymność, to taniec pełen zbliżeń i odpychania będziemy w życiu powtarzać - z kolejnymi partnerami."

Logiczne prawda? No, to może czas na separację z matką. Nie wiem zupełnie jak to zrobić. W sumie przeżyłam jakoś te ataki lęku separacyjnego z P., dziwne, bo ja przecież nie mam z nim jakiejś takiej głębokiej więzi, ale widać na skutek przeniesienia wyprojektowałam na niego postać obiektu, którego brak najboleśniej odczuwam.

Obawiam się, że może chodzić o terapeutę....

Wyjazd do Wrocławia umożliwił mi doświadczenie siebie jako odrębnego bytu. Być może było to z lekka stresujące, bo sięgnęłam po alkohol a także jedzenie. Uciekanie w tego typu odreagowania, może być tęsknotą za bliskością i poczuciem bezpieczeństwa jakie daje niemowlęciu matka. To taki prymitywny mechanizm obronny, odnoszący się do freudowskiej fazy rozwoju, której przedmiotem są usta.

Muszę popracować nad wzbogaceniem swojej obrony na mechanizmy mniej prymitywne.
Być może zaangażowanie się w pracę, byłoby doskonałą sublimacją moich pierwotnych potrzeb.
Jeśli szef będzie mnie nadal wspierał a jaj będę konsekwentna, może się udać.

No dobrze. Tymczasem plan na dziś.

1) sprzątnąć mieszkanie
2) wziąć kąpiel
3) wskoczyć do łóżka i leniuchować

i tyle :))






2 komentarze:

  1. widzę patrzę i oczom własnym nie wierzę. tak zanim został usunięty przeczytałam kolejny post "no i co"...no i smutno mi się zrobiło, bo każdego dnia czytam Twój blog, cieszę się kiedy widzisz własną siłę i potencjał, podziwiam Twój kontakt z samą sobą tym co się z Tobą dzieje, odwagę z jaką stajesz do boju z kolejnym dniem i wyzwaniami, czasem płaczę kiedy jest Ci smutno, a czasem skłaniasz mnie bezwiednie do przemyśleń nad moim własnym tu i teraz. bez Ciebie byłoby bardzo pusto. przesyłam Ci mocne uściski. nie jesteś sama... the-crawl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Czasem jest mi bardzo trudno. Nie umiem radzić sobie z samotnością przy tej chwiejności mojej. Ale dzisiaj już nowy dzień. Już dobrze.

      Usuń