poniedziałek, 10 września 2012

Matka

Jeszcze raz dziękuję Ci Wiktoria za wczorajsze wsparcie. Dziękuję Wam wszystkim, że jesteście. Samotność dla bordera jest czymś koszmarnym. Mój terapeuta powiedział mi jakiś czas temu przez telefon, że potrzebuję terapii, ze względu na moją wyniszczającą chwiejność. Terapia miałaby mnie stabilizować i zawierać pojawiające się impulsy.

Ten problem z lękiem separacyjnym wynika z dzieciństwa. Pan M. mówił, że musiałam być jako niemowlę zostawiana sama doświadczając ogromnego lęku i osamotnienia.

Mieszkaliśmy na wsi. Moje rodzeństwo chodziło do szkoły, ojciec szedł do pracy a matka zapieprzała jak dzika i musiała mnie zostawiać samą, żeby móc wyrobić się z obowiązkami.

Poza tym była chłodna i nerwowa. Była także bardzo chwiejna. Nigdy nie karmiła mnie piersią, a to z powodu takiego, że nie miała pokarmu jak się urodziłam. Nie wykształciłam zatem prawidłowej więzi z nią. Wciąż musiałam odczuwać niedosyt bliskości i tak jest do dzisiaj.

Gdy pojawił się P. wszystkie pragnienia dziecięcej bliskości skierowałam na niego. Wcześniej taką osobą był mój terapeuta. Mój terapeuta bardzo dużo mi tłumaczył i ogromnie wspierał. Wciąż powtarzał, że mnie nie zostawi. Wciąż o tym zapewniał, choć ja nie wiedziałam jeszcze wtedy, dlaczego tak mówi. Dopiero później zrozumiałam, że buduje we mnie świadomość bycia ważną i chcianą.

Często w gabinecie dostawałam histerii i on wówczas mnie uspokajał. Tulił słowami, cichym spokojnym głosem. Często zapewniał mnie o mojej wyjątkowości o tym, że jestem dla niego ważna, że pamięta o mnie nawet poza sesjami i zastanawia się jak sobie radzę.

Musiał powtarzać to bardzo często, aż po kilku latach uwierzyłam w to i przestałam się tak panicznie bać.  Przywiązałam się do niego, stał się dla mnie najważniejszy, ale i ja czułam się dla niego ważna. I to właśnie sprawiało, że potrafiłam przetrwać czas między sesjami. Czas bez niego.

Potem, gdy mój lęk przed odrzuceniem się ustabilizował, zaczęłam wykształcać w sobie bardziej dojrzałe potrzeby. Już nie jako dziecko ale jako kobieta. I zaczęłam go pragnąć nie tyle swoją dziecięcą częścią ale kobietą, którą się stawałam.

Ten siedmioletni związek to był czas, w którym stanęłam na nogi dość mocno. Jednak nikt z nas nie spodziewał się tego, że przywiążę się do niego tak neurotycznie, że tylko on będzie ważny, nikt inny.

Piszę P. że potrzebuję wiele zapewnień z jego strony, wiele słów, ale on raczej milczy. Owszem, wczoraj, gdy dostałam tego ataku, zachował się wspaniale, bo odpisywał na moje histeryczne smsy.
Napisał coś bardzo ważnego, co mnie uspokoiło, mianowicie, że jest ze mną a nie przeciw.

To były dla mnie ważne słowa, ponieważ wcześniej w rozmowie z nim przez telefon usłyszałam o mojej chwiejności i o tym, że on musi się nad tym zastanowić, co dla mnie ni mniej, ni więcej oznaczało KONIEC.

Kiedy byłam małą dziewczynką matka karała mnie milczeniem za moje złe zachowanie. Mówiła wówczas, że musi pomyśleć, co ze mną zrobić, po czym stawała się jeszcze bardziej chłodna, milcząca i niedostępna.

Kiedyś przyszedł taki dzień, że poczułam, że mam już dość. Czułam się zupełnie niechciana i zapomniana. Byłam w czwartej klasie szkoły podstawowej. Zaprzyjaźniłam się wówczas z nową dziewczynką, której mama była pielęgniarką.Jej mama była bardzo ciepła i miła.

Kiedyś zachorowałam i ona każdego dnia rano przyjeżdżała robić mi zastrzyk. Polubiłyśmy się. Ona po zastrzyku siadała ze mną i rozmawiała. Pomyślałam, że jest kochana i zapragnęłam być bliżej niej.

Kiedyś opowiedziałam Ani, córce tej pielęgniarki o wszystkim, co robi ze mną moja matka, i że się tak znęca i Ania powiedziała to mamie. Zaprosiły mnie kiedyś do siebie i ciepło ze mną rozmawiały a jej mama, w którymś momencie przytuliła mnie mocno.

Była taka czuła. Taka delikatna.

Któregoś dnia matka znowu mnie pobiła. W szkole powiedziałam o tym Ani a ona powiedziała, że jeśli chcę mogę się do nich przeprowadzić i jej mama będzie się mną opiekować. Byłyśmy dziećmi.
Miałyśmy wybujałą fantazję. Ja i ona uwierzyłyśmy w to, że tak może być naprawdę.

Tego dnia po szkole. Nie wróciłam do domu. Pojechałam z Anią do niej. Miałyśmy obie spytać, czy jej mama mnie zechce, i czy będę mogła z nimi zamieszkać.

Pamiętam jak jechałyśmy autobusem przez moją wieś i mijałyśmy mój dom. Spojrzałam na ten dom zły i poczułam ulgę. Pomyślałam sobie, że nigdy już tam nie wrócę.

Weszłyśmy do Ani na górę i czekałyśmy niecierpliwie aż jej mama wróci z pracy, by spytać ją o to, czy mnie zechce. Obie wierzyłyśmy, że tak się stanie.

Kiedy mama Ani wróciła, opowiedziałyśmy o kolejnym pobiciu i o tym, że chciałabym zamieszkać z nimi. Mama Ani rozpłakała się i przytuliła mnie mocno. Wzięła na kolana i wytłumaczyła, że to niemożliwe. Byłam w szoku. Obie z Anią byłyśmy przekonane, że ona mnie przyjmie, że będziemy siostrami, że odtąd wszystkie będziemy razem.

Tak się jednak nie stało. Jej mama długo mi tłumaczyła, dlaczego tak być nie może, ale ja już tego nie słyszałam. Tylko to uczucie, że ona mnie nie chce, że nikt mnie nie chce.

Wróciłam do domu jednym z późniejszych autobusów. Matka się wściekła. Nie uderzyła mnie jednak, ale głośno krzyczała. Wszystko mi było jedno w zasadzie, czy będzie bić czy nie. Czasem wolałam, żeby już mnie zlała i przestała krzyczeć. Jej głos był przerażający. Jej nerwowe ruchy.

Matka, zła matka. Ta zła matka do dziś jest częścią mnie. Wciąż mnie karze, wciąż odrzuca, oskraża.
To dlatego muszę przejść terapię z kobietą, żeby tę matkę ułagodzić w sobie.

Potrzebuję kobiety - matki. Mój terapeuta częściowo spełniał tę funkcję ale potem jak pisałam wyżej, pojawiły się we mnie pragnienia czysto kobiece i moja dziecięca część nie mogła już być tak zaopiekowana.

Teraz jest w moim życiu doktor Sz. Ona jest dla mnie dobra. Będę chodzić do niej raz w miesiącu.
To musi na tę chwilę wystarczyć.





8 komentarzy:

  1. Pieknie to opisalas...te uczuia odrzucena i pragnienie 'dobrej Matki'...chwyta za serce Moja Droga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój terapeuta powtarzał często, że muszę być lepszą matką dla siebie. Być mniej karząca i surowa. Uczył mnie wybaczania sobie, uczył jak się nie karać chwiejnością. Teraz jakbym tego zapomniała. Szukam wsparcia w innych. Tak mi trudno być dla siebie dobrą. Raczej stosuję taktykę buntu i karania się za ów bunt.

      Usuń
  2. Wiem, że jest ci ciężko, ale jeśli zależy Ci na P. musisz uważać. Wiem, że Twoje zachowania łatwo wytłumaczyć(lub usprawiedliwić) problemami, z którymi się borykasz, ale wiedz, że P. zwyczajnie może się przestraszyć. Czytam Twojego bloga od dawna, kibicując Ci z całych sił, ale próbuję też wczuć się w sytuację P. i czuję, że gdybym była na jego miejscu powoli wycofywałabym się z relacji, która jest tak naszpikowana neurotyzmem. Wierzę, że on jest dobry, tolerancyjny i empatyczny, ale jest także człowiekiem i niemożliwym jest, by się nie bał bądź udawał, że nie widzi tego na co patrzy. Walcz o siebie i sobie pomagaj, ale myśl też o nim i nie tylko sprawdzając go ile wytrzyma, ale też myśląc o nim czule i troskliwie. Nie piszę tego by Cię wyprowadzić z równowagi lub zwątpić, ale po to byś wiedziała jak łatwo coś stracić. Chciałabym żebyś zatrzymała go przy sobie, bo to chyba dobry facet :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za te słowa. Postaram się być rozsądniejsza. Nie wiem tylko jeszcze jak.

      Usuń
  3. Lubię twojego bloga, bardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci :) Gdybym mogła być jakoś w czymś pomocna pisz.

      Usuń
  4. Tak myślę co mogła byś zrobić po napisaniu takiego postu jak ten wyżej. Ach gdyby wszystkie matki miały szansę czytać to u progu macierzyństwa.
    Ale stało się, wiesz jak było - dobrze, że o tym piszesz ale może kończ to kilkoma zdaniami. Nie wiem co by to mogło być - wiem i staram się pookładać te złe emocje na dobrych półkach; to się nie powtórzy, to minęło, mogę to traktować jako usprawiedliwienie swoich dołów ale mogę też jako drogowskaz do życia;
    Pamiętasz, że bite dziecko wali swoje dziecko mimo, że całe życie mówiło 'nigdy' - ale da się to wyhamować - trudno ale trzeba;
    Może kiedy piszesz o swoich ranach od razu szukaj sposobu by nie ranić P. - zakochani sa jak dzieci; słowa wypowiedziane przez kochaną osobę są jak słowa matki; nie masz dzieci ale masz P. Pomyślałaś kiedyś, że musicie szukać sposobów bycia dla siebie 'dobrą matką' - tak to chyba można nazwać kiedy partner upada źle mu drugie jest jak matka; może zranić strasznie;
    Nie wiem czy da sie zrozumieć o co mi chodzi.
    Każde słowo niech prowadzi gdzieś - w dobrą stronę.
    Popisz jak starasz się;
    Pisz dobre słowa.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babciu, ja już nic dobrego nie napiszę. Znów mam atak lęku, znów się rozpadam i nie ma nikogo kto by mnie teraz trzymał ze rękę...

      Sama nie dam rady. Nie panuję nad alkoholem, nad wydawaniem pieniędzy. Nie panuję nad emocjami.
      Moja potrzeba P. stała się dla mnie koszmarem.

      Już nie myślę jasno, już niewiele rozumiem. Ale z dobrych rzeczy ma tyle tylko, że siedzę i staram się nadal w pracy.

      Kiedyś to się skończy. Kiedyś musi.

      Usuń