wtorek, 11 września 2012

Spotkanie Volta

No to mam umówione spotkanie z Voltą w przyszły wtorek.
Cieszę się bardzo, może uda się rzeczywiście stworzyć taką grupę, która nas wesprze.

Osobiście jestem bardzo rozbita. Jest ze mną coraz gorzej. Rozpadam się, tracę ramy, granice.
Lęk o związek z P. dodatkowo mnie rozchwiewa. Wczoraj znów był alkohol i latanie po sklepach i kupowanie ciuchów. Na koniec wylądowałam w nocnym klubie jazzowym i tam siedząc przy barze piłam i słuchałam koncertu. Upiłam się jak zwykle i przyglądałam barmance, która wydawała mi się bardzo kobieca.

Pomyślałam, że mi się podoba, a co dziwne ona wciąż mi się przyglądała, ale może tak mi się tylko wydawało. Wiadomo - alkohol. Siedziałam i piłam chivasa z colą. Totalna rozpusta. Byłam jedyną kobietą przy barze. Obok mnie jacyś obcokrajowcy, francuzi i amerykanie. Jednak panowie nie tyle mnie interesowali, co właśnie ta barmanka. Kompletnie nie wiem.. chyba zaczynam szukać wrażeń.

Wróciłam do domu i napisałam do P., że go pragnę. Naturalnie się nie odniósł. Cóż, temat tabu...
Myślałam o nim, tęskniąc ogromnie. Było już po dwunastej, jednak wyszłam z domu, poszłam do nocnego, kupiłam piwo i poszłam się przejść. Długo chodziłam i rozmyślałam o mnie i o P. Wiele razy chciałam do niego napisać, zadzwonić, usłyszeć jego głos. Pomyślałam jednak, że bombardowanie go smsami czy telefonami byłoby chyba przesadą, więc szłam tak przed siebie.

Wróciłam do domu po drugiej w nocy. Napisałam P. sms życząc dobrej nocy i poszłam spać.
Rano P. napisał do mnie. Grzecznościowy sms na dzień dobry. Tak myślę, że grzecznościowy.
Ale ucieszyłam się bardzo. Dobre i to.

Dzisiaj w pracy dowiedziałam się, że wyjeżdżam w weekend w delegację do Wrocławia.
Nigdy nie byłam we Wrocławiu. Mam umówionych kilka spotkań z Klientami na targach zoologicznych.

Oczywiście jestem już tak przerażona myślą o wyjeździe, że napisałam do P., który obecnie przebywa na urlopie w domu rodzinnym, czy nie przyjechałby do mnie do Wrocławia w ten weekend, że razem moglibyśmy tam spędzić miły wieczór. Odpisał jednak, że ma ochotę na spokojnie posiedzieć w domu.
Rozumiem to. Staram się rozumieć...

Może to głupie ale czuję się bardzo samotna. Bardziej samotna niż kiedy byłam sama...


3 komentarze:

  1. Wrocław jest piękny - Rynek tętni życiem najpiękniej nocą; może wybierzesz się na pokaz fontann - polecam;

    Poczytaj posty kiedy Ty jechałaś do domu do rodziny - może da sie coś z tego przełożyć na prawa P. do oddychania; to trudne ale sam wiesz, że warto o to chodzi by oddychał; prawda?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie umiem. Coś mi się zrobiło takiego, że z trudem to kontroluję. On stał się dla mnie bardzo ważny i zaczęłam całą sobą odczuwać jego brak. To dziwne, ale brakuje mi go nawet jak jesteśmy razem.

    Mam ochotę wejść w jego ciało, być nim. To neurotyczne wiem. Nie chcę by mnie zostawiał, chcę by mnie tulił, zapewniał o tym, że jestem dla niego ważna. To objaw choroby? Tak?

    Kto mi pomoże? Kto pomoże dać mu tę przestrzeń, tak ważną dla niego?
    Pozostaje mi tylko pisanie tutaj. P. pewnie czyta, i jeszcze bardziej zaczynam go przerażać. Ale tylko w ten sposób, właśnie tu, mogę mierzyć się ze swoim bólem.

    Jestem jednym wielkim cierpieniem. Tyle lat byłam sama i było mi z tym dobrze. Jak do tego doszło, że on w jednej chwili stał się dla mnie tak ważny? Gdzie popełniłam błąd??

    OdpowiedzUsuń
  3. Każdy potrzebuje miłości i akceptacji, to nie jest objaw choroby. P. powinien mieć świadomość, że blog nieco wykoślawia odbiór sytuacji. Głównie dlatego, że opisujesz te stany, które są najsilniejsze, najsmutniejsze, najradośniejsze, słowem ekstremalne. Kiedy wszystko jest spokojnie i konstans piszesz o wiele rzadziej. Stąd będąc nieco neurotyczna wychodzisz na ekstremalnie neurotyczną, bo nie opisujesz np. stanu spokojnej nudy ;-)Stąd P. odbiera że cały czas egzystujesz w skrajnościach, a tak nie jest.

    Ciągle nie wiem, czy to dobrze, że P. czyta ten blog. Natłok emocji, wahań i ekstrem może go przerazić.
    Jeśli jednak chce żyć, to powinien zacząć Cię odbierać jako stałą w amplitudzie wychyleń - rozumiesz: plus jeden, a za chwilę minus jeden, zawsze tak samo. Idzie się do tego przyzwyczaić wierz mi. I dramatyzm od razu nieco spada.

    Mój facet kiedyś się szokował moimi zmianami nastroju, wybuchami agresji, furią... atakami szału... teraz mówi: przecież jesteś taka stabilna, ekstremalne wychylenia, wahadełko raz w jedną, raz w drugą stronę, przecież to bardzo przewidywalne!

    Więc nic nie jest przegrane ;-)))

    OdpowiedzUsuń