sobota, 1 września 2012

O wolności

No to sobie wczoraj pożegnałam wakacje. Myślę, że pożegnałam także kilka innych rzeczy. Zobaczymy jak będzie. Na razie będę się temu przyglądać. Najgorszy dla mnie jest wysiłek. Jestem dzieckiem chaosu i anarchii. Nie umiem żyć w poukładaniu, podporządkowując się zasadom i regułom. Być może czas to zmienić.

Tylko czy mając 35 lat można jeszcze to zmienić, kiedy całe życie żyłam po swojemu. Jest to tym trudniejsze, że nie podlegam już regułom, które obowiązywały w mojej organizacji religijnej. Czuję się z nich zwolniona, choć przecież ja nie tyle wierzyłam w organizację co w Boga, który moim zdaniem te zasady wyznaczał.

A Bóg dla mnie jest, bo On istnieje niezależnie od tego co myślę, tak to postrzegam. Jestem Mu wdzięczna za wolną wolę. Mam nadzieję, że mądrze ją wykorzystam. Póki co doświadczam poczucia wolności i autonomii i jest mi z tym cholernie dobrze.

Chciałabym być mądrą kobietą, a zachowuję się jak pies, który zerwał się z łańcucha, jak rozkapryszony bachor.

Jest coś z czego zaczynam zdawać sobie sprawę. Nie ludzie, nie Bóg mają wyznaczać mi zasady. One mają być moje i we mnie. Szukam chętnych do zarządzania mną, byle się zrzec odpowiedzialności za swoje czyny. Szukam ochotników i pomysłodawców, ludzi, którzy powiedzą mi jak mam żyć. Nic bardziej błędnego.

Teraz jakby bardziej pojmuję sens moich działań i motywacji. Wyzbyć się wszystkiego i za nic nie odpowiadać. Dostałam od życia prezent, mianowicie świadomość możliwości zrobienia cokolwiek zechcę. Takie mam poczucie. Tylko... dokąd zmierzam? 

Gdyby się teraz zatrzymać i spojrzeć na to moje życie, to widzę dużo ogromnej swobody, dużo przestrzeni. Chyba tego właśnie chciałam. Powiedzieć sobie, że jestem wolnym człowiekiem.

Czy jestem wolna? Czy to prawda? W pewnym sensie tak się rzeczy mają. Naprawdę mam cholerne szczęście, że spotykam ludzi, którzy dają mi możliwość pozostawania sobą. Kimkolwiek jestem.
Kimkolwiek bywam. Ale czy wolność to właśnie to o co nam chodzi? Mi chodzi?

Czy wolność czyni nas szczęśliwymi? Teraz tak mi przychodzi do głowy, że jestem trochę bezpańska, niczyja, do niczego nie przynależę, z niczym się nie identyfikuję. Kiedy tak zaczynam postrzegać swoją niezależność doświadczam wówczas poczucia jakiejś pustki wewnętrznej.

No bo chyba nie o to chodzi by nie ograniczało nas nic ani nikt. Nic mnie nie zawiera i ja nie zawieram się w niczym. Jest taki werset biblijny: "Wszystko wolno, ale nie wszystko jest korzystne."
Jest inny także, mój ulubiony: "Stawiam przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz życie, byś mógł pozostać przy życiu."

Żeby wybrać życie, cokolwiek to znaczy, trzeba poddać się pod wpływ działania jakichś reguł.
Bo co to znaczy żyć? Ano właśnie. Czy ja obecnie żyję czy udaję życie?

Myślę, że pozbywam się wszystkiego, co dobre. Będę musiała jeszcze nad tym pomyśleć.
Dochodzę jednak do wniosku, że dobrze jest podlegać pewnym prawom. Zatem nie chodzi o to by prawu nie podlegać, ale by opierać się na tym co słuszne i dla nas najbardziej korzystne.

I tych korzyści muszę poszukać. Rozejrzeć się. Być może warto być niewolnikiem w słusznej sprawie. W sprawie swojego życia.

Takie tam poobiednie rozważania....


5 komentarzy:

  1. coś mi przyszło do głowy; może to Ci się czasem przyda; może opracuj sobie 'stan zerowy'; jakoś krótko opowiem; ja mam taki pomysł na wychowywanie dzieci - od początku - zabronić wszystkiego (nie umierajcie póki dalej nie przeczytacie nie jem dzieci! nie pożeram) dziecku na starcie jest wszystko jedno jak wiel mu nie wolno - byle by miało jasność=pewność najgorsza roztrzepana matka brrr ; i co dalej - a no im dzieciątko mądrzejsze tym więcej w nagrodę mu pozwalamy; pomyślałam sobie że przydał by Ci się taki stan niemowlęco zerowy - NIE i kiedy dojdziesz do siebie nagrody;
    Kiedy pozwalamy maluszkowi pukać w kompa, bo to zabawne; a za miesiąc zabraniamy bo wali łapką albo młoteńkiem to jest to słabo jasne dla malucha; ale kiedy nie wolno mu zbliżać się do kompa póki nie pojmie co i po co można klikać i nagle jest: choć pokażę ci; to jest to co dzień nowa nagroda;
    Może zarządź sobie jakiś czas bez kropli bez sztach bez ... zero nadużyć :-) może tak będziesz łapała grunt dając sobie nagrody a nie besztając się bez przerwy;
    Tobie potrzebne stale pochwały wiem. Trzymaj żagle rozwinięte może jakoś pocieszysz się dobrymi wiatrami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zaczynam dzisiaj ten czas Baabeńko :) Bez nadużyć. Oj już cierpię, bardzo, oj męczę...

      Usuń
  2. Ostatnio, widzę, wszyscy o wolności...
    Sama miałam się doń jakoś odnieść :)

    Swoje zasady powinnaś wypracować sobie sama, ale - nie w euforii, i nie w rozpaczy.
    Na trzeźwo, na powoli, w miarę możliwości, ale - nieco wysiłku mile widziane, by można było nagrodzić się.

    Żyjesz, czy udajesz, że żyjesz? - to zależy tylko i wyłącznie od Ciebie, od Twojego życia pojmowania.

    baabcia
    wybauszyła mi oczęta - genialne, genialne!!

    Des

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co życie udaję. Myślę, że, żeby żyć trzeba nieco wysiłku włożyć w pewne działania. Już się boję. Cholernie się boję, że nie potrafię się do czegoś zmusić. Że nie uda mi się to co zaplanuję.

      Usuń
    2. My chyba nigdy nie przestajemy się bać.

      Ale - bywa i strach konstruktywny, z dwojga, to tego właśnie Ci życzę.

      Owszem, wysiłek będzie Ci potrzebny...
      Powoli.
      Małymi krokami.
      Ale - KONSEKWENTNIE.

      Des

      Usuń