poniedziałek, 30 lipca 2012

Dzieciństwo i teraźniejszość

Tak sobie myślę, że muszę dobrze zrozumieć, co teraz się ze mną dzieje. Pan M. pewnie by mnie spytał o moje obawy w związku z P.Spróbuję to wszystko nazwać.

Otóż z pewnością moje odczuwanie mocno determinuje dzieciństwo. W pierwszych latach życia byłam oczkiem w głowie mojego rodzeństwa. Byli zachwyceni moją obecnością, najbardziej brat.

Mieszkaliśmy na wsi, a moi rodzice mieli sporo obowiązków, toteż moje rodzeństwo przejęło rolę moich opiekunów. Niewiele pamiętam z tego czasu. Mogłabym nawet powiedzieć, że prawie nic. Pamiętam tylko brata, że był dla mnie kimś wyjątkowym a i ja byłam przez niego traktowana w sposób szczególny.

J. mój brat był chłopakiem o dużym, radosnym temperamencie. Miał ogromne poważanie wśród rówieśników.
J. pozwalał mi przychodzić do swojego pokoju, kiedy przychodzili do niego koledzy. Ci koledzy podrywali mnie tak na niby. Jak można się domyślić bardzo szybko zorientowałam się w kwestii seksu. Opowiadali mi różne rzeczy a ja się z tym oswajałam i szybko stałam się dziewczynką dość wyedukowaną w tym obszarze.

J. pozwalał mi niemal na wszystko. Czułam się przy nim bardzo bezpiecznie. Nie zdawałam sobie wówczas sprawy, że matka stanowi tak ogromne zagrożenie. Mam wrażenie, że tak mało się mną interesowała w tym czasie, że się nawet dobrze nie znałyśmy.

 Moje siostry także się mną zajmowały. Ale one robiły to z pewną niechęcią. Toteż J. był moim najukochańszym bratem. Naprawdę wolno mi było wszystko.

Kiedy poszłam do szkoły, dzieci ze starszych klas podchodziły do mnie i pytały: "To ty jesteś siostrą J?"
"Tak" - odpierałam z dumą. No i te starszaki kręciły się przy mnie. I ciągle byłam w centrum uwagi.

Chłopcy z siódmej i ósmej klasy podchodzili do mnie na przerwach i wciąż coś do mnie zagadywali.
I tak zamiast spędzać czas z rówieśnikami ciągle przesiadywałam ze starszakami. Nie ma co, byłam gwiazdą.

Tak oto wyrosłam na pyskatą, cwaną dziewczynę. Jak tylko ktoś był dla mnie niemiły w szkole to szłam do tych chłopców starszych a oni zaraz robili porządek. Albo mówili mi co mam powiedzieć albo zrobić.

Jednak nie wszystko było tak pięknie. Kiedy ja poszłam do szkoły, moje rodzeństwo wyjechało z domu do szkół średnich. Zamieszkali na stancjach a w domu bywali bardzo rzadko.

Wtedy doszło do smutnej konfrontacji z matką. Jak już możecie się domyślić, moje rodzeństwo wychowało mnie na pewną siebie, wręcz rozwydrzoną dziewczynkę. Z nimi mogłam wszystko a tu matka zaczęła wymyślać mi jakieś obowiązki. Bardzo się buntowałam. Kłóciłam z nią, szantażowałam, manipulowałam.

Matka nie radziła sobie ze mną kompletnie. Toteż mnie lała. Lała i zastraszała. Doszło do tego, że zaczęłyśmy z matką prowadzić swojego rodzaju wojnę. Co prawda miałam niezły charakterek, ale matka była silniejsza i szybsza i udawało jej się mnie dopaść i spacyfikować na jakiś czas.

Miałam zakaz za zakazem, lanie za laniem. Kompletnie musiałam się pogubić. Najpierw pierwsze sześć lat życia bez granic i konsekwencji swoich poczynań a potem wielkie stop i próba ujarzmienia mnie przez matkę.

Ojca nie wspominam, bo on nie odegrał szczególnie istotnej roli w moim życiu. Tak jakby go nie było. On się nie wtrącał w wychowanie dzieci przez matkę. Matka rządziła w domu i decydowała o wszystkim. Ojciec wypełniał jedynie jej polecenia.

No i żyłam równoległych, dwóch światach. Szkoły, w której byłam gwiazdą i domu, w którym byłam masakrycznie bita przez matkę.

Czasem nie szłam do szkoły bo byłam tak pobita. Matka  w takich momentach się trochę reflektowała i przepraszała ale ja wówczas obrażałam się na nią i wybiegałam z domu i wracałam późnym wieczorem.

Chodziłam sobie cały dzień to po lesie, to nad rzeką, to wchodziłam ludziom na podwórka i oswajałam ich psy uczepione na łańcuchu. Ludzie na wsi lubili mnie bardzo i zagadywali do mnie. No bo ja tym im psom to i wody przyniosłam to coś do jedzenia. A jak ktoś miał konia to już całkiem byłam rozanielona i czasem taki gospodarz dawał mi tego konia pogłaskać a jak już mnie przewiózł to byłam całkiem wniebowzięta.

Rwałam ja trawę i suszyłam na siano. A potem niosłam w koszyku i pytałam czy mogę dać konikowi. A Pan lub Pani cieszyli się i chwalili, żem takie dobre dziecię.

Kiedyś na wsi, pewnie i teraz także, obchodziło się takie majówki, w sensie modlenia się do Matki Boskiej. Mieliśmy we wsi stary drewniany kościółek. Kiedyś to była cerkiew prawosławna. No i matka moja zabierała mnie na te majówki do kościółka tego. Tak mówili we wsi "kościółek"

No i matka tam sadzała mnie przed obrazem Matki Boskiej, który był oświetlony świecami. Obok mnie inne dzieci no a dalej wszystkie te babki ze wsi, które zawodziły strasznie śpiewając pieśni na cześć Mari.

Pamiętam jak dzisiaj, razu pewnego siedzę pod takim obrazem, jestem świeżo po laniu przez matkę. Siedzę, w kościele półmrok i tylko te świece. Obok te wszystkie babcie i słyszę jak śpiewają pieśń, która zawiera następujące słowa: " Maryjo Królowo Polski, jestem przy tobie pamiętam, czuwam"

I jak wsłuchana w te słowa, myślę sobie, przecież to Matka Boska śpiewa do mnie. I jakoś tak mi się lżej zrobiło i ulgę poczułam i zasnęłam pod tym obrazem. I potem już tak przez bardzo długi czas miałam, bo zaczęłam słyszeć jak Matka Boska do mnie mówi. Nikomu nic nie mówiłam, że ja z Matką tą rozmawiam. Do czasu, gdy w szkole z dziewczynami paliłyśmy papierosy i nauczyciel jeden nas zobaczył.

Wszystkie się mocno przeraziłyśmy, dziewczyny w płacz. A ja na to, że mogę im pomóc, ale niech się nie śmieją, tylko posłuchają. No i opowiedziałam im jak to z Matką Boską dobrze żyję i odkąd się z nią przyjaźnię to ona bardzo mi pomaga. I dziewczyny uwierzyły. I mówią do mnie to powiedz jej to i to. No to ja klękałam, składałam ręce jak do pacierza i zanosiłam prośby i prosiłam: "czuwaj nad nami, czuwaj".

I potem ten nauczyciel wziął nas na bok i powiedział, że tym razem nic nikomu nie powie, ale jak nas jeszcze raz z papierosami zobaczy, to już inaczej postawi sprawę.

To od tej pory wszystkie bardzo tę Matkę Boską pokochałyśmy, a że miałyśmy taką dużą figurę Marii w parku, to zaczęłyśmy z dziewczynami co dzień jakieś świeże kwiaty przynosić, to zwyczajnie siadywałyśmy sobie przy niej i rozmawiałyśmy.

I jakoś przestałam się bać swojej matki rodzonej, choć ta dalej gębę darła i lała. Ale co to było jak ja z samą Marią w komitywie żyłam.

Matka Boska była dla mnie bardzo ciepła i czuła. Kiedy zasypiałam to wyobrażałam sobie, że przy mnie czuwa. I od razu spało mi się lepiej, choć wiedziałam, że o świcie matka wpadnie do pokoju z krzykiem: "lekcje zrobione? Pokaż zeszyty" I jak mnie tak budziła o świcie to ja potem jeszcze przez pół dnia się trzęsłam i nie mogłam dojść do siebie.

Kiedyś siedzimy z matką w domu i matka mówi: "idziemy do sąsiadki, ubieraj się". A tam sąsiadki córce dziecko się urodziło i matka szła w odwiedziny. No to poszłam z nią tam i patrzę a tam taki bały berbeć w wózku. I wszyscy się nad tym czymś pochylają jakby to był ósmy cud świata. Zazdrość mnie straszna wzięła, że to nie ja jestem najważniejsza tylko to coś i jak nikt nie widział to ja, bęc i małego bachora wyrzuciłam z wózka. To się zaraz zbiegły wszystkie te baby, mnie przegoniły, pokrzyczały a ja w myślach sobie hihi haha, cieszyłam ogromnie.

A raz to zrobiłam tak, że poszłam do sąsiadki innej a ona miała małą córeczkę. Ile ona miała lat wtedy nie wiem, ani ile ja też nie pamiętam. I pytam sąsiadkę czy mogę się pobawić z A. A sąsiadka: "a będziesz na nią uważać?" "No będę, będę" - odpowiedziałam. I wzięłam tę małą za rękę i poszłyśmy do takiego lasku co był obok. I gdy tylko spostrzegłam, że nikt nas nie widzi, zaczęłam tą małą szarpać i uderzać w nią. A ta w płacz, co mnie jeszcze bardziej rozzłościło. I pytam ją: "boli?" "Boli" krzyczy w niebo głosy A. "No i dobrze ma boleć" I dalej ją okładam. "Tylko masz nikomu nic nie mówić, bo cię zabiję, a to jeszcze bardziej boli"

A jak już tak się nabiłam to zaraz zaczęłam tulić tę dziewczynkę i przepraszać, że coś mi się pomyliło, i że nie chciałam i żeby nic nikomu nie mówiła, że dam jej wszystko co chce i będę się z nią bawić, tylko niech nic nie mówi.

No dobra, ale czy ja o tym miałam? Miało być o lęku przed bliskością z P. Jak widzicie, różnie u mnie bywało z tą bliskością. Granice się często zacierały. Dobro ze złem, zło z dobrem. Czasem już nie wiedziałam co jest co. Czasem pewnie chciałam do matki, ale ta stwarzała zbyt duże zagrożenie. To nauczyłam się dystansować. I mimo ogromnej potrzeby bliskości, co ukazywała moja wyimaginowana relacja z Marią, trzymałam się od matki z dala, bo nie wiadomo, kiedy je coś odwaliło.

Teraz chronię P. przed sobą. Generalnie chcę się do niego zbliżyć i go poznać. Ale tak mi się wszystko miesza, że nie wiem, czy nie wyrzucę go z wózka, nie pobiję jak małej A.

Potrzebuję jego pomocy w tym wszystkim. Tylko jak mu to wytłumaczyć, co wytłumaczyć? Jak ja czasem kompletnie nie rozumiem, co jest co a kto jest kto. Wszystko mi się miesza.

To popadam w jakieś takie milczenie. A tłamszę w sobie wszystko. Czasem opiszę na blogu.

I tylko wieczorem siedząc na balkonie, słyszę jak dzwony z pobliskiej wieży kościelnej wybijają kojącą mnie  melodię: "Jestem przy tobie, pamiętam, czuwam..." I to na tę chwilę wystarczy, bo ja wciąż tej opieki potrzebuję a dać z siebie to nie wiem co i ile bym mogła.



8 komentarzy:

  1. "Ojca nie wspominam, bo on nie odegrał szczególnie istotnej roli w moim życiu"
    Ja róznież przez wiele lat ignorowałam rolę ojca w moim życiu. Na terapiach też jakoś zawsze skupialiśmy się na toksycznej matce.
    Teraz też jestem w terapii i okazuje się że moje problemy w kontaktach z mężycznami mają swoje żródło właśnie w relacji z ojcem. Sama bym nigdy na to nie wpadła, ponieważ błędnie zakładałam, że ojciec nie był kimś ważnym dla mnie.
    Przyjrzyj się temu. Może coś odkryjesz:)
    m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, brak ojca wywarł na moje życie ogromny wpływ. Choć terapeuta mawiał, że większą rolę odegrał brat i to jego szukam w mężczyznach.

      Usuń
  2. Nie ma się co dziwić po tym co przeszłaś, że wszystko Ci się miesza, nie wiesz kto jest kim... Pomyśleć co by było, gdybyś nie wyimaginowała sobie Matki Boskiej. Pewnie dobrze, że przynajmniej Ona była przy Tobie i czuwała (choćby tylko w wyobraźni):). Swoją drogą ciekawa sprawa. Widać dzieci brak poczucia bezpieczeństwa rekompensują sobie po swojemu. Na pewno nie zastąpi to tego prawdziwego, ale jakaś namiastka jest i pozwala przetrwać.

    Ojciec. Dla mnie ojca też nigdy nie było. Tak jakby nie było. Teraz jest dla mnie obcy i koniec kropka... Może kiedyś się to zmieni, nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojciec Cie przede wszystkim zostawił na pastwę sadystycznej matki, zaniedbanie też jest działaniem, też jest krzywdą. Bardzo poruszająca notka, wszystko tak spójnie opisalas... Smutno, ale w piękny sposób. Często osobom ważnym mamy ochotę pokazać co przeżyliśmy, żeby oni też to mogli poczuć. Terapeuta to wytrzyma, ale człowiek nie musi. Ja probowałabym przypomnieć sobie uczucia, które mi towarzyszyły w tych trudnych chwilach, żeby mieć w sobie, w pamięci te krzywdę, ze to naprawdę boli a nie na niby. I współczucie... a gdybyś była dla P. taką Marią bardziej, niż swoją niezrównoważoną matką? Myślę ze w przyszłości terapia z kobietą byłaby dla Ciebie bardzo pomocna. Dobrze ze miałaś te postać Matki boskiej, chociaż wiadomo, ze była to tylko jakaś namiastka. Mimo to uratowalas się. To wstrząsające co rodzice potrafią zrobić swoim dzieciom. Masz w sobie ogromne poczucie niesprawiedliwosci i to całkiem zrozumiałe. Trochę się nie dziwię, ze nie chcesz dawać tego, czego sama nie dostałaś, bezpieczeństwa, stabilności, życia bez lęku. Nawet jeśli nie wyjdzie z P. i tak już zrobiłaś ogromny krok do przodu, trzymam jednak kciuki, rozmawiaj z nim duzo. Pozdrawiam Cie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem ile tu Twojej zasługi a na ile przyczyniła się wieloletnia terapia, że zaserwowałaś nam tak dojrzałe studium genezy BPD. Jakże bolesne... Trzeba trzymać kciuki za to, żeby świadomość tego co było dała Ci siły do ogarnięcia tego co jest tu i teraz. To Ty trzymasz w ręku klucz. Trzymam za Ciebie kciuki bardzo, bardzo mocno.

    OdpowiedzUsuń
  5. spotykasz tę dziewczynkę, na której wyrównałaś sobie rachunki krzywd? mogłabyś dla Was obu ...
    ważne tu wszystko;

    chodzę z wczorajszym tekstem pointintime - niesamowicie jasno napisał

    niesamowicie;

    OdpowiedzUsuń
  6. Spotkałam ją raz. Nie sądzę by pamiętała.

    Pointintime rzeczywiście pięknie to zobrazował.

    Ach to przewrotne życie, gdyby tak można było zatrzymać się na powierzchownej relacji. Byłoby mi o wiele lżej.

    OdpowiedzUsuń
  7. ale nie chciałabyś być płytka; to takie przewrotne; tak niewiele byśmy pooddawali ale ani kawałka więcej;
    to ciekawe - zdać sobie sprawę jak wiele z uciążliwych cech kochamy w sobie;

    A z P. chyba ten próg do przekroczenia jest ważny nie tyle sex sam, co oddanie mu się psychiczne, zawierzenie, przełamanie lęku, zaufanie i nie zruinowanie za sekundę;
    Jak myślisz? nie w tym przytuleniu a w tym strachu co po tym jak poddasz się - zaufasz;
    może nie umiem tego szybko wytłumaczyć - ech
    pomyślę co myślę :-)

    OdpowiedzUsuń